Poczucie wspólnoty

Ten tekst jest za krótki, żeby opisać wszystko.

Aktualizacja: 10.02.2018 19:04 Publikacja: 09.02.2018 14:30

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Nie jestem naukowcem, a felieton nie jest aktem artystycznym, piszę więc jako osoba prywatna. Siłą rzeczy doświadczenia, o których piszę, nie są objęte zwolnieniem z restrykcji, jakie przewiduje ustawa o IPN. Po wejściu w życie ustawy nie mam zamiaru zaprzestać opisywania tego, co widziałam i słyszałam.

„Za co szanuję Hitlera – to za to, że wymordował Żydów" – to zdanie powiedział mój dziadek Michał Szczepkowski. Ojciec mojego ojca. Polak od najdalszych pokoleń. Kiedy owdowiał, rodzice zdecydowali, że zamieszka z nami w Warszawie. To zdanie powiedział przy obiedzie i był to ostatni obiad, jaki z nami zjadł, i ostatni dzień w naszym mieszkaniu. Moja matka w milczeniu pakowała rzeczy swojego teścia. Nie miałam wtedy pojęcia o tym, że ma żydowskie pochodzenie. Do końca życia nie powiedziała mi, że jej matka, a moja babka pochodziła z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej, a jej ślub z Janem Parandowskim, moim dziadkiem, był dla nich poważnym odstępstwem od żydowskich nakazów. Przez lata rozmów, jakie w rodzinie prowadziliśmy, nigdy nie padła choćby wzmianka o pochodzeniu, które z pewnością rzutowało na ich wojenne losy.

Jan Parandowski, opisując pięknie i przejmująco okres okupacji, nie wspomina ani słowem o tym, co naprawdę było przyczyną ich wojennej tułaczki. Zapamiętałam tylko jedno dziwne zdanie mojej matki : „Nie wszystko mogę ci powiedzieć, bo nie chcę, żebyś przeżywała to, co ja". I pamiętam jeszcze jedną z naszych ostatnich rozmów. Świadoma tego, że odchodzi, opowiedziała mi coś, co od wojny z trudem więziła w pamięci. Szła z matką wiejską drogą i nagle zobaczyły, jak ludzie ze wsi zaganiają widłami dwoje żydowskich dzieci. Chciała im pomóc, zaczęła krzyczeć, biec w ich kierunku, ale matka ją zatrzymała i kazała uciekać. „Dostałam potem zapalenia opon mózgowych" – powiedziała mi na koniec tej opowieści. Ale nawet wtedy nie wiedziałam jeszcze, że sama była Żydówką. Kto ma pochodzenie po matce, jest Żydem. Moja babka jednak dokonała konwersji, czyli przyjęła chrzest w 1924 r., na rok przed ślubem. Była potem gorliwą chrześcijanką. Czy zatem wciąż jeszcze Żydówką ?

W mojej rodzinie rozkoszującej się w rozmowach niewiele mówiono o Żydach – jednak pamiętam jakąś niechęć mojej matki do „Żydów amerykańskich". Czy czuła się Żydówką? I co to właściwe znaczy? Kiedy po latach, badając dzieje rodziny, zorientowałam się we wszystkich zawiłościach jej pochodzenia, zadawałam sobie wiele pytań. Dlaczego trzymano to w takiej tajemnicy? Nie chcieli mnie narażać? A może odrzucali żydowskie korzenie? Jeśli tak, to dlaczego? Miałam też inne pytania. Czy istnieje coś takiego jak cechy narodowe i w jakich procentach je odziedziczyłam? Ile jest we mnie natury słowiańskiej, a ile żydowskiej? Ze wszystkich moich dociekań okazało się, że Jan Parandowski był pół-Ukraińcem. Ile zatem jest we mnie Ukrainki? I dlaczego po opublikowaniu książki „Kto Ty jesteś" każdy mnie pyta o pochodzenie żydowskie, a nikt o to, jak się czuję z „Ukrainką" w sobie? A może to wszystko nie ma żadnego znaczenia?

Myślę, że by być Żydem, Polakiem czy Urugwajczykiem, trzeba odczuwać wspólnotę. Po linii ojca jestem rdzenną Polką i mogę powiedzieć, że czuję właśnie taką przynależność. I czuję się też za nią współodpowiedzialna. Ale czy na pewno? Może to tylko atawizm? Może jestem Żydówką, choć nie czuję wspólnoty? Czy od tych zawiłości można uciec? Mam w domu dokument historii zawodowej Michała Szczepkowskiego. Pracował na kolei. W czasie okupacji mieszkał we Lwowie. W okresie najazdu Rosjan zwolniono go z pracy. Kiedy Lwów opanowali Niemcy, sam zgłosił się na kolej. Wagony, które w tym czasie odjeżdżały ze stacji, mieściły setki Żydów jadących na zagładę. Między innymi rozległą rodzinę Helclów – rodzinę mojej babki: Rachel, Salomona, Renatę i innych. Mój przyszły dziadek Michał Szczepkowski ochotniczo pomagał w zagładzie rodziny mojej przyszłej babki. Poznali się na ślubie moich rodziców. Silnie odczuwam wspólnotę z Polakami i dlatego właśnie jako Polka przepraszam za swojego dziadka. Wstydzę się za niego jako Polka, wstydzę się za niego jako za Polaka. Wstydzę się za polską wieś, która zagoniła widłami żydowskie dzieci na oczach mojej matki. Wstydzę się za tych wszystkich Polaków, którzy nie odczuwają wstydu za haniebne czyny wśród naszej wspólnoty.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nie jestem naukowcem, a felieton nie jest aktem artystycznym, piszę więc jako osoba prywatna. Siłą rzeczy doświadczenia, o których piszę, nie są objęte zwolnieniem z restrykcji, jakie przewiduje ustawa o IPN. Po wejściu w życie ustawy nie mam zamiaru zaprzestać opisywania tego, co widziałam i słyszałam.

„Za co szanuję Hitlera – to za to, że wymordował Żydów" – to zdanie powiedział mój dziadek Michał Szczepkowski. Ojciec mojego ojca. Polak od najdalszych pokoleń. Kiedy owdowiał, rodzice zdecydowali, że zamieszka z nami w Warszawie. To zdanie powiedział przy obiedzie i był to ostatni obiad, jaki z nami zjadł, i ostatni dzień w naszym mieszkaniu. Moja matka w milczeniu pakowała rzeczy swojego teścia. Nie miałam wtedy pojęcia o tym, że ma żydowskie pochodzenie. Do końca życia nie powiedziała mi, że jej matka, a moja babka pochodziła z ortodoksyjnej rodziny żydowskiej, a jej ślub z Janem Parandowskim, moim dziadkiem, był dla nich poważnym odstępstwem od żydowskich nakazów. Przez lata rozmów, jakie w rodzinie prowadziliśmy, nigdy nie padła choćby wzmianka o pochodzeniu, które z pewnością rzutowało na ich wojenne losy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów