Sokrates kilka chwil przed śmiercią już nie mówił do swych uczniów, tylko śpiewał. Związek filozofii z poezją i muzyką, poddanie toku myśli rytmowi wiersza i melodii, miał być przepustką do wyjścia poza granice narzucane przez czysty rozum, uzyskania głębszego wglądu w otaczającą nas rzeczywistość.
O uzyskanie tej przepustki ubiega się w książce „Wieniec i burza" Alan Migoń. Zebrane w niej wiersze i poematy są hermetyczne, zawiłe, gorączkowe. Tak jakby autor cały czas poszukiwał tej jednej właściwej frazy, która pozwoli mu nazwać dręczące go wizje i przeczucia. To poezja z jednej strony krocząca po linie rozpiętej między objawieniem a szaleństwem, a z drugiej – pełna erudycyjnych nawiązań do starożytnej kultury, religii i filozofii. Tej ostatniej przede wszystkim.
Migonia nie interesuje bowiem sam akt wypowiedzenia się, wtajemniczenia czytelników w jego życie wewnętrzne. Jego ambicje sięgają znacznie dalej. Nieprzypadkowo w jego utworach motywy platońskie przeplatają się z tropami ezoterycznymi, magicznymi. Autor próbuje za ich pomocą znaleźć drogę do wyrwania się poza otaczającą go sieć pozorów.
Wstęp do „Wieńca i burzy" otwiera cytat z XIX-wiecznego francuskiego poety Artura Rimbauda: „Człowiek świadomie staje się wizjonerem drogą długotrwałego, systematycznego zakłócania działalności zmysłów". Takim właśnie długotrwałym i systematycznym zakłóceniem może się stać dla czytelników ta książka. Zakłóceniem, które można też określić nowym otwarciem, przebudzeniem. Tak czy inaczej – lektura wyłącznie na własne ryzyko.
Alan Migoń, „Wieniec i burza", Imprint Media