Pierwsza do Sady Cafe na stołecznym Żoliborzu przychodzi Agnieszka Haska. Sprowadziła się tu w 2003 roku, po czterech latach mieszkania w Warszawie, i właśnie tu została, zapuściła korzenie, zaczęła działać sąsiedzko. Gdy siadamy przy kawie, wyjaśnia dwie na początek najważniejsze kwestie. – Pierwsze, co się dowiedziałam, to że nie mówi się plac „Łilsona", tylko Wilsona, to wiedzą wszyscy żoliborzanie, nawet Rada Języka Polskiego zabierała głos w tej sprawie i uznała tę formę za poprawną. A po drugie, Żoliborz ma i zawsze miał bardzo silne poczucie wspólnoty lokalnej.