Afera, która wybuchła w następstwie akcji kilku aktorów „Nie świruj, idź na wybory", nie mogła się nie wydarzyć. Nie, nie jestem deterministą i nie uważam, że wszystko się dzieje, bo musi – ludzie są wolni i mogą podejmować różne decyzje. Ale ta awantura musiała się wydarzyć, bo ukazuje głęboką prawdę o polskiej polityce. Prawdę o obu stronach polskiego sporu i ich nieprawdopodobną wprost hipokryzję.
Zacznijmy od prawicy, która nie posiadała się z oburzenia, gdy zobaczyła filmiki, w których znani aktorzy, udając osoby chore psychicznie, mówią na końcu: „Nie świruj, idź na wybory". Pierwszym problemem była skala reakcji. Po prawej stronie przez chwilę zapanowało szaleństwo. Coś, co kiedyś nazwałem „oburzingiem", wybuchło z całą mocą.
Oburzanie się jest świetną metodą zwracania na siebie uwagi, gdy się jest w opozycji. Ale w przypadku, gdy prawica rządzi już cztery lata, a nie cztery miesiące, wygląda dość groteskowo, gdy poważni ludzie zachowują się jak rozhisteryzowane gimnazjalistki, ujawniając przy okazji reaktywność prawicy, która zamiast realizować własną agendę, śledzi wydarzenia ze świata z myślą: „Czym by się tu jeszcze oburzyć".
Ale jest też i inny aspekt, na który zwrócił uwagę w swoim komentarzu w „Rz" Michał Płociński. Doszło bowiem do kradzieży pojęć – to bowiem lewica na ogół jest oskarżana przez prawicę, że chce wprowadzać cenzurę i zabronić mówić o wariatach, upośledzonych itp., i stosować pojęcia neutralne. To lewica zawsze stawała po stronie słabszych, wykluczonych czy niepełnosprawnych. A oto nagle prawica – która pokazała, co myśli o niepełnosprawnych podczas protestu rodzin takich osób w Sejmie – przebrała się w białe kożuszki i zaczęła łagodnie beczeć o złych lewicowych wilkach, które dyskryminują owieczki. Podobnie było z pojęciem fake news. Część zachodnich liberalnych elit po szoku, jakim były sukcesy wyborcze PiS, Trumpa czy zwolenników brexitu, zaczęła sobie tłumaczyć, że nagle sympatie społeczne poszły w innym kierunku, bo miliony wyborców musiały zostać zmanipulowane za pomocą fake newsów. Prawica to hasło szybko przejęła. I od tego czasu fake newsem stały się wszystkie informacje, które były niewygodne dla prawicy.
To samo stało się z pojęciem hejtu. Jeszcze niedawno prawica biła na alarm, że oto liberałowie chcą jej zamykać usta pod pretekstem walki z mową nienawiści. Jeszcze niedawno to pojęcie należało do lewicowego języka. Ale prawica zorientowała się, że to wygodne narzędzie. Że zamiast z nim walczyć, trzeba je przejąć i przedstawić się jako ofiara hejtu. Stąd modne ostatnio utyskiwania, że to PiS jest ofiarą zmasowanego ataku hejterskiego w sieci.