Banaś: Dobrej zmiany brak

Co nie dziwiło, gdy rządziło PO–PSL czy wcześniej SLD, to budzi zdumienie teraz. Czy ludzie obecnej władzy już nie pamiętają, że pycha kroczy przed upadkiem, a ze zła nie będzie dobra? – pyta publicysta.

Publikacja: 10.08.2016 19:28

Jakub Banaś

Jakub Banaś

Foto: materiały prasowe

Kształcenie kadr dla polityki w szkołach liderów, w których na śniadanie podaje się wyborczy marketing, na obiad poprawność polityczną, a na kolację czarną magię spinu, jest szykowaniem sobie katastrofy.

Rafał Matyja

Wielu centrowych wyborców zacisnęło zęby i zagłosowało na Prawo i Sprawiedliwość kierując się co najmniej trzema przesłankami. Pierwsza to przekonanie, że odsunięcie od władzy i rozliczenie zorganizowanej grupy prawie przestępczej PSL-PO oraz normalne państwo warte są grzechu, którym jest socjalizm PiS. Nie ma bowiem nic za darmo. Druga, że walka ze wspomnianą grupą oraz – jak to określił Rafał Matyja – „plenią" wymaga koncentracji władzy, czego nie zapewni koalicja. Z doświadczenia 26 lat wiemy, że „pleni" nie da się reformować, podobnie jak zatwardziałych przestępców resocjalizować. „Pleń" trzeba wypalić, a gangsterów zlikwidować. Trzecią przesłanką była wiara, że Jarosław Kaczyński jako przywódca sprosta zadaniu o historycznej wadze.

Po pół roku koń jaki jest, każdy widzi. Istotnych zmian nie ma, chociaż oczywiście można się nie zgadzać z tą opinią, stawiając pytanie: co jest istotne? Moim zdaniem „pleń" rozrasta się dalej, Polska resortowa kwitnie, zabetonowana Polska samorządowa dzięki środkom z nowej perspektywy unijnej nawet przyspieszyła. Za nami karuzela kadrowa, której osią nie były bynajmniej kompetencje.

Dobra zmiana okazała się raczej dobrą wymianą. Dalej trwa spektakl medialnej polityki i PR-owej gry pozorów, zajmowania się bzdurami, walka o tzw. koryto i stołki, o wpływy poszczególnych frakcji, pozycję przy uchu prezesa. Hałas medialnej wersji polityki przysłania to, co ma znaczenie strategiczne. Dobra wymiana podtrzymała 26-letnią tradycję paradygmatu etycznego TKM i to jest moim zdaniem grzech główny PiS: pozorowanie istotnej zmiany na potrzeby twardego elektoratu przy kontynuacji III RP na poziomach etycznym oraz systemowym. Rzeczywiście dokonano zmiany wektora ideowego, ale nie poszło za tym konsekwentne przemodelowanie praktyki zarządzania, instytucji. A zmiany systemowe, instytucjonalne są najważniejsze.

Pod rządami PO–PSL miałem déja vu – widziałem końcówkę lat 30. XX wieku. PiS zaś, niestety, co do istoty sprawy trzyma kurs poprzedników. Czy wobec przyspieszenia historii i stanu państwa z diagnozy Bartłomieja Sienkiewicza („państwo polskie istnieje tylko teoretycznie") nieuchronnie czeka nas powtórka z 1 września 1939 r.? Wiele zależy od jednego człowieka: Jarosława Kaczyńskiego.

Jestem przekonany, ze jeszcze nigdy w historii niepodległej Polski żaden patriota nie koncentrował w swoich rękach tyle władzy i zarazem nie stał przed tak olbrzymią szansą. Co z nią zrobi? Kaczyński ma moim zdaniem dwie możliwości. Pierwsza, łatwa i wygodna, to w istocie nie zmieniać nic, czyli trwać nawet kolejną kadencję bo taktykiem jest świetnym. Do śmierci może zarządzać partią jak folwarkiem, niczym XVIII-wieczny magnat zainteresowany jedynie swoim interesem, a nie dobrem Rzeczypospolitej. Historia mu tego nie wybaczy.

Druga możliwość to droga realnej dobrej zmiany, na którą jeszcze nie jest za późno. Wymaga ona jednak nowego cudu nad Wisłą. Jarosław Kaczyński musiałby dokonać radykalnej zmiany swojego paradygmatu myślenia i działania. Miałby szansę rozpocząć i ukierunkować proces budowy wielkiej Rzeczypospolitej, po wcześniejszym realnym, a nie werbalnym rozliczeniu komuny i wielu patologii ostatnich 26 lat. Jak długo jeszcze potencjał wdrożenia realnej zmiany będzie aktualny? Nie wiem. Okazje nie trwają wiecznie.

Moralny wymiar polityki

Ale czym konkretnie jest dobro radykalnej zmiany? Odpowiedź na to pytanie jest kwestią zasadniczą i powinno być istotą polityki. Demokracja i media zlikwidowały moralny wymiar polityki, jakim jest szukanie dobra wspólnego. Pierwszą zmianą powinno więc być przywrócenie właściwego miejsca polityce, czyli restytucja moralnego i estetycznego wymiaru polityki, władzy i życia społecznego. U zarania dziejów III RP ta szansa została przekreślona grubą kreską, bezrefleksyjnym przyjęciem wzorców zachodnich oraz narzuceniem przez nowe postkolonialne elity etyki rodem z PRL, na której ma się oprzeć budowanie III RP. Dodam, bo to ważne, przy błogosławieństwie Kościoła katolickiego – grzechu pierworodnym III RP w zamian za uczestniczenie tej instytucji w benefitach nowego systemu.

Radykalizm ma więc na celu przywrócenie podstawowych kategorii moralnych i estetycznych nie tylko w zachowaniach polityków, ale też każdego obywatela działającego w przestrzeni społecznej.

W moralność wpisane są wolność i odpowiedzialność za swoje decyzje. To z kolei łączy wolność ze sprawiedliwością. Tak rozumianą wolność niczym imperatyw kategoryczny trzeba wdrożyć na poziomie rozwiązań ustrojowych, prawa i ekonomii, a jednocześnie zachować kontinuum na poziomie mikro, czyli budżetów domowych i codziennych wyborów obywateli. Ludzie muszą na nowo się nauczyć, że nie ma nic za darmo, a za każde działanie czy zaniechanie należy wziąć odpowiedzialność.

Właśnie ze względu na odzyskanie polityki dla świata wartości, a praktycznie społeczeństwa dla moralnej polityki tak ważne jest sporządzenie prawdziwego bilansu otwarcia i poważne rozliczenie zła komuny, etycznego szwindla Okrągłego Stołu i 26 lat „pleni" III RP. To powinien być właściwy cel audytu poprzedniego rządu oraz rozliczenia historii najnowszej.

Tymczasem rozliczenie przybrało formę doraźnej PR-owej rozgrywki w Sejmie, na co i tak trzeba było czekać pół roku. Użyto go jako środka do przykrycia bieżącego problemu, tym samym deprecjonując jego wymiar etyczny. Podobnie będzie zapewne z komisją w sprawie afery Amber Gold. Co gorsza, PiS działaniami sprzecznymi z podstawową wrażliwością moralną czy estetyczną odnośnie do tego, co wypada robić, a czego nie, dalej na różne sposoby demoralizuje i tak już zdemoralizowane społeczeństwo, utrwalając najgorsze wzorce swoją praktyką władzy oraz populizmem. Tym mocniej, im więcej pada słów o dobru wspólnym, Żołnierzach Wyklętych, patriotyzmie, wartościach.

Od dobrej zmiany oczekiwałem czegoś więcej niż jedynie zmiany retoryki. Czy w ten sposób PiS nie jest beneficjentem III RP i zarazem filarem wspierającego ją systemu? Pytanie to okaże się retoryczne, gdy weźmiemy pod uwagę tzw. frukty, które partia ta i jej działacze zgarnęli przez lata działalności w polityce? Może, dlatego po pół roku rządów poza wojenną propagandą na potrzeby konsolidacji elektoratu i słupków w sondażach nie widać zdecydowanego rozliczenia z przeszłością? Co najważniejsze, gdzie ta dobra zmiana w zarządzaniu państwem i regułach gry? Czy znów ważniejsze są partyjne cele od dobra Rzeczypospolitej?

Państwo minimum

Konsekwencją wdrożenia wartości powinno być silne, efektywne państwo ograniczone do minimum. Rozdęte do granic absurdu państwo, którym nie da się zarządzać, nigdy nie będzie dobre ani dobrem. Dobrem jest państwo chroniące wolność i bezpieczeństwo – takie, w którym wymiar sprawiedliwości działa sprawnie, urzędników jest jak na lekarstwo, a rząd nie zajmuje się edukacją, badaniami naukowymi, zdrowiem, emeryturami, kulturą, sportem, kręceniem filmów, szkoleniami, nauką jazdy, hodowaniem koni, kontrolą lodówek, BHP, innowacjami, prognozowaniem pogody, zbieraniem danych i tysiącem innych przeregulowanych obszarów życia obywateli, zostawiając to docelowo im. Dobrem jest tworzony przez państwo wolny rynek, czyli przede wszystkim wolna konkurencja chroniona przed przemocą gangsterów, również tych w białych kołnierzykach – partiami i politykami, korporacjami i związkami zawodowymi, grupami interesu i lobbystami, a co najważniejsze – miłującym monopol i wsparcie z pieniędzy publicznych dużym biznesem.

Ideowy i moralny wymiar radykalnej dobrej zmiany ma jeszcze jeden aspekt, bardzo praktyczny i zasadniczy. Ogromna władza, status celebryty i pieniądze niosą ze sobą taką siłę rażenia, że bez głęboko ugruntowanych zasad, ćwiczonej wcześniej cnoty, ewangelicznego dystansu wobec dóbr materialnych i władzy wielkie idee rozbiją się o pospolite występki i zwykłe wady. Najważniejszym przeciwnikiem radykalnej dobrej zmiany nie są wcale wrogowie zewnętrzni, tylko pokusy tego świata i stojący za nimi kosmaty wróg wszelkiego dobra. Kluczowa walka toczy się w sercach i głowach ludzi.

Pokusy są proste, ale jakże pociągające: status celebryty, bizantyjski przepych urzędów, dwór pochlebców karmiący wielkie ego – tym większe, im mniej kompetencji, możliwość decydowania o ogromnych pieniądzach de facto bez żadnej realnej kontroli, tabuny znajomych-klientów u drzwi gabinetu, marnowanie czasu na intrygi, matactwa, walkę o wpływy, plotki, zbędne wyjazdy, bardzo ważne lunche z ośmiorniczkami w roli głównej, czyli bardzo aktywne nierządzenie.

Co nie dziwiło, gdy rządziło PO–PSL czy wcześniej SLD, budzi zdumienie teraz. Czy ludzie obecnej władzy już nie pamiętają, że pycha kroczy przed upadkiem, a ze zła nie będzie dobra? Czy nie wiedzą, że etyka TKM jest z piekła rodem i tam prowadzi? Czy nie pamiętają, jak i dlaczego skończyła AWS? Polecam lekturę wywiadów Elizy Olczyk.

Stworzenie ograniczonego państwa aż i tylko umożliwiającego swym obywatelom poszukiwanie indywidualnej drogi do szczęścia wymaga jednego podstawowego warunku: moralnej i profesjonalnej elity u władzy. W takim państwie „pleń" nie ma pożywki do pasożytowania, naturalnie ginie.

Wartości, głupcze

Moim zdaniem obecnie największym wyzwaniem dla Polski nie jest kumulowanie bogactwa materialnego czy centralnie zaplanowane wdrażanie innowacji, jakby Morawiecki czerpał inspiracje z Gierka. Trzeba być biblijnym głupcem, żeby postęp Polski mierzyć liczbą pendolino, zbudowanych aquaparków czy najdroższych na świecie autostrad, na które zresztą stać mniejszość społeczeństwa.

Ogromne bogactwo jest na zachodzie Europy i co z tego? Zachód zaczyna ponosić konsekwencje budowania kapitalizmu w oparciu o kapitał akumulowany na krzywdzie i chciwości, niesprawiedliwości i egocentryzmie. Zachodnia Europa cywilizacyjnie jest impotentem, a kres demoliberalnego modelu społeczeństwa stanowi kwestię czasu. Historia uczy, że nie takie imperia, projekty polityczne budowane na błędnych założeniach antropologicznych upadały. Dziś zostały po nich jedynie ruiny albo piasek stepów. Jednocześnie historia rozwoju najbardziej innowacyjnych gospodarek i państw na świecie potwierdza empirycznie, że kluczowymi zasobami są kultura organizacyjna, wartości, intelekt, mentalność. Proszę zwrócić uwagę, że ich nośnikiem są ludzie, a nie surowce mineralne czy zakupione know-how.

Jan Paweł II miał rację, Polska potrzebuje odnowy moralnej, za którą pójdzie przemodelowanie kultury organizacyjnej, czyli charakteru narodowego, zmiany mentalności, kodu kulturowego polskiej wspólnoty. Wartości i kompetencje mogą zbudować dobre państwo i społeczeństwo z efektywnymi instytucjami i prawem. A niejako wtórnie, kładąc najpierw nacisk na moralność i profesjonalizm, zbudujemy trwałe fundamenty dobrobytu materialnego i bezpieczeństwa Polski.

Żeby zrealizować ten projekt, potrzebujemy radykalnej dobrej zmiany, a mogą ją przeprowadzić ludzie łączący ideowość z profesjonalizmem prowadzeni przez mądrych przywódców. W obecnych warunkach potrzebujemy też cudu. Cuda się zdarzają i to nie tylko w literaturze science fiction.

Autor jest dyrektorem zarządzającym w firmie doradztwa strategicznego Open Qualis

Kształcenie kadr dla polityki w szkołach liderów, w których na śniadanie podaje się wyborczy marketing, na obiad poprawność polityczną, a na kolację czarną magię spinu, jest szykowaniem sobie katastrofy.

Rafał Matyja

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji