Chodzi o potencjał kilkuset tysięcy biznesów zarejestrowanych w Centralnej Ewidencji i Informacji Działalności Gospodarczej, w których zatrudnieni są ludzie. Jeszcze dziś mogą one stanąć na granicy istnienia, jeśli nie zostanie z należytym wyprzedzeniem uregulowana ich sytuacja, w przypadku ewentualnej śmierci nestora, czyli właściciela firmy. Oczywiście życzymy ojcom i dziadkom polskiego biznesu długiego i pracowitego życia, ale ono jest nieprzewidywalne i bywa brutalne. W interesie rodziny, najbliższych i – lokalnych oraz krajowych – społeczności leży uregulowanie statusu firmy w przypadku tego najgorszego.

Wydaje się, że do społecznej świadomości trafiła już wiedza, że z chwilą śmierci nestora biznesu umowy o pracę w jego firmie z automatu się rozwiązują. Takie nagłe odejście seniora to także wygaśnięcie lub brak faktycznej możliwości wykonywania umów cywilnoprawnych związanych z działalnością firmy, brak ośrodka decyzyjnego, czyli jednej osoby uprawnionej do prowadzenia firmy, wygaśnięcie decyzji administracyjnych o koncesjach, licencjach, czy zezwoleniach. Śmierć może też powodować trudności z dostępem do rachunku bankowego przedsiębiorstwa i z dokonywaniem z niego wypłat. Utrudnia też posługiwanie się marką przedsiębiorstwa. Słowem Armagedon i koniec bytu biznesu. Te zagrożenia znikną za mniej więcej trzy miesiące. Wystarczy wówczas podpis pod odpowiednim pismem. Warto, aby menedżerowie przypomnieli sobie, że zwykły zarząd polega na codziennym prowadzeniu przedsiębiorstwa i dokonywaniu czynności, dzięki którym biznes funkcjonuje.

Więcej o szerokich kompetencjach sukcesora i sposobach jego powoływania w tekście Magdaleny Mili i Michała Wojciechowskiego „W jaki sposób będzie można realizować zarząd sukcesyjny".