Podobnie zresztą jak tryb, z którego rządzący Polską korzystają. Ścieżka poselska oznacza, że projekt nie będzie konsultowany. A cóż bardziej niż reforma spinającego system wymiaru sprawiedliwości Sądu Najwyższego domaga się szczególnego namysłu i dyskusji? Idealny w tej sprawie byłby konsensus. Podobnie jak w kwestii reformy konstytucyjnej. Każdy inny tryb uchwalania nawet najsłuszniejszych przepisów o tej randze (a te nie są słuszne) będzie przez przeciwników postrzegany jako zamach na wspólne wartości. W tym sensie tak przeprowadzona zmiana będzie dla polskiej demokracji wyłącznie szkodliwa, jeszcze bardziej pogłębi tragiczne podziały.
Proponowane przez PiS przepisy są na dodatek prawem „wojennym". Wyrzucanie z Sądu Najwyższego ex lege całego składu sądzącego to nic innego jak personalna czystka. Relegowani z SN sędziowie będą mieli poczucie, iż stali się ofiarami konfliktu politycznego, i nikt nigdy w przyszłości nie weźmie za dobrą monetę idących z Nowogrodzkiej zapewnień, że zmiany w Sądzie Najwyższym mają służyć jego autorytetowi i poprawić jakość sądzenia. Nawet gdyby reorganizacja izb miała jakiś sens, grzechem pierworodnym tej zmiany będzie sprzeczna z zasadą nieusuwalności i nieprzenoszalności sędziów wymiana całego składu SN.
Czy sama reorganizacja izb może mieć jakąś pozytywną stronę? Możliwe, że w innym trybie i okolicznościach należałoby poprzeć ideę izby dyscyplinarnej. W istocie taka zmiana mogłaby nieco naruszyć monolit źle rozumianej solidarności korporacyjnej wśród sędziów. Niemniej także w tej kwestii trudno tego projektu bronić przed zarzutem kagańcowości. Proponowana formuła ma być batem na środowiska prawnicze, a podniesione wynagrodzenia dla sądzących w izbie dyscyplinarnej – magnesem dla ludzi o bardziej giętkim kręgosłupie.
To jednak wszystko detale. Najważniejsza i najbardziej dla każdego prawnika kuriozalna jest w świetle tych przepisów pozycja ministra sprawiedliwości. Model, który forsuje projekt, to dodanie do i tak bardzo już szerokich kompetencji ministra-prokuratora generalnego przywilejów supersędziego. Bo jak inaczej określić wprowadzane przepisami noweli prawo do „odroczenia" przeniesienia w stan spoczynku zwalnianych sędziów. I to na zasadzie pełnej arbitralności, bo ustawa milczy o kryteriach. Skoro ich nie sprecyzowano, wyjaśnienie jest tylko jedno. Kryteria będą stricte polityczne, jak cały zresztą plan, który stoi za projektem. Chodzi o wymianę elit. O złamanie niezależności wymiaru sprawiedliwości.
Zastanawiam się, co podpowiedzieć rządzącym i opozycji w dniu, w którym w geście protestu na ulice polskich miast wyszły dziesiątki tysięcy moich współobywateli. Politykom Prawa i Sprawiedliwości powiem, że zbliżają się do cienkiej czerwonej linii, po której przekroczeniu obywatelskie nieposłuszeństwo dla wielu będzie główną, a może i jedyną słuszną, postawą w polityce. Opozycji powiem co innego. Jeśli czekaliście na moment, w którym należy wybierać między dobrem państwa a drobnymi egoizmami, to właśnie otrzymujecie go na tacy. Także dla prezydenta Andrzeja Dudy ta ustawa będzie jednym z najważniejszych testów wiarygodności.