Wojciech Paprocki: Nie wolno dopuścić do dewastacji firm

Jak ochronić krajowych przedsiębiorców w czasie i po pandemii? Jeśli upadną firmy przewozowe, uruchamiane po zakończeniu lockdownu zakłady przemysłowe zostaną pozbawione obsługi transportowej.

Publikacja: 07.04.2020 21:00

Wojciech Paprocki: Nie wolno dopuścić do dewastacji firm

Foto: Adobe Stock

To, co obserwujemy na świecie w czasie pandemii Covid-19, wykracza poza wszelkie doświadczenie pokoleń, które nie przeżyły zawieruchy wojennej. W reakcji na gwałtowny wzrost liczby osób zakażonych wirusem i relatywnie dużą liczbę ofiar śmiertelnych w kolejnych regionach świata władze publiczne podejmują decyzje o blokowaniu mobilności ludności. W konsekwencji działalność wstrzymały zakłady przemysłowe i placówki usługowe, a ruch drogowy, kolejowy, lotniczy i morski został mocno ograniczony.

Już w styczniu 2020 r. ujawniły się pierwsze zakłócenia międzynarodowej wymiany towarowej. Spektakularny charakter miało wstrzymanie rejsów statków kontenerowych między Chinami a Europą i Ameryką. Na dużych lotniskach Europy część pasów startowych została przeznaczona na parkingi unieruchomionych samolotów.

Pojęcie „łańcucha dostaw" (supply chain) dobrze ilustruje to, że w gospodarce kolejni partnerzy są od siebie uzależnieni w bezpośredni sposób. Na świecie upowszechniono koncepcję ograniczania zapasów dzięki „dostawom na czas" (just in time). Producenci i ich podwykonawcy, hurtownicy i sieci handlu detalicznego, a także operatorzy rozwijającego się handlu elektronicznego (e-commerce), przestawili się na częste dostawy małych ilości produktów, komponentów, części. Rezygnując z zapasów, stali się jednak wrażliwi na najmniejsze zakłócenia w funkcjonowaniu łańcuchów dostaw ukształtowanych według własnych wymagań.

Lekcja Fukushimy

Wysokie ryzyko zakłócenia produkcji w europejskich zakładach pokazały wydarzenia po tragedii w Fukushimie w 2011 r. Trzęsienie ziemi pod dnem Pacyfiku wywołało tsunami – ogromne fale zalały elektrownię jądrową. Ze zburzonego reaktora wydostały się do atmosfery napromieniowane gazy i pyły.

Ich rozprzestrzenianie się spowodowało zatrzymanie ruchu samolotów na wielu japońskich lotniskach. Zamarł eksport wielu urządzeń elektronicznych potrzebnych do samochodów produkowanych w Europie. Gdy zabrakło części, w Niemczech, Francji i innych krajach stanęły fabryki.

Wówczas analizowano, czy warto przywrócić rezerwowe zapasy, ale uznano, że oszczędności kapitału mają tak duże znaczenie, że można tolerować ryzyko braków materiałowych w szczególnych okolicznościach.

W czasie pandemii skutki zakłócenia łańcuchów dostaw są nieporównywalnie większe niż w 2011 r. Problem nie jest lokalny – wirus rozprzestrzenił się na cały świat.

W marcu w Europie liczba chorych i umierających tak szybko rosła, że władze zdecydowały się na podobne działanie jak w chińskiej prowincji Hubei dwa miesiące wcześniej. Zablokowano możliwość przemieszczania się ludności, zamknięto szkoły, wyższe uczelnie i zalecono pracę w domu, co wpłynęło na większe wykorzystanie łączy internetowych.

Przyspieszyła transformacja cyfrowa

Okazało się, że niemal we wszystkich krajach sieć dobrze działa, mimo że wolumen wymienianych danych, w tym obrazu (wideo streaming), zwiększył się skokowo. Problemy występują lokalnie, w regionach o małym zaludnieniu, gdzie nie inwestowano w światłowody i łącza radiowe. Komputery, laptopy, smartfony służą do zakupów, nauki na odległość, a przede wszystkim do pracy z wykorzystaniem różnych aplikacji działających w chmurze obliczeniowej (cloud computing). Jeśli już były zakłócenia, to związane z przeciążeniem lokalnych serwerowni.

Transformacja cyfrowa w społeczeństwie europejskim gwałtownie przyspieszyła – głównie dzięki stosowaniu rozwiązań oferowanych przez amerykańskich gigantów: Google, Microsoft, Apple, Facebook, Amazon itd. To oznacza, że na początku trzeciej dekady XXI wieku Europejczycy eksportują do Ameryki „za darmo" to, co mają najcenniejsze: dane o sobie, swoim życiu zawodowym i prywatnym.

Blokada mobilności ludności, najpierw w niektórych regionach Chin, w Korei Płd., na Tajwanie, a następnie w Europie i USA, wywołuje coraz większe zakłócenia współpracy gospodarczej, w skali regionalnej, krajowej, międzynarodowej i międzykontynentalnej. Pierwszymi poszkodowanymi są drobni usługodawcy. Sklepy w galeriach handlowych, wszystkie restauracje i bary, zakłady usługowe (fryzjerskie, kosmetyczne itd.) zostały zamknięte. Niemal wszystkie osoby tam pracujące nie miały statusu pracownika na etacie, straciły więc i zatrudnienie, i bieżące dochody.

Nie mogą zmienić charakteru wykonywanej pracy, choć ich ręce są poszukiwane w innym miejscu. W Niemczech, gdzie od lat na polach pracowało wielu Polaków, nie można stawić się do wiosennych prac, bo granice krajów strefy Schengen zostały przejściowo zamknięte. Tamtejsi farmerzy chcą płacić, ale w Polsce osoby bez zajęcia nie mogą skorzystać z możliwości zarobku.

W zakładach przemysłowych od tygodni brakuje części z Chin, bo nie przypływają kontenerowce. Drastyczne spowolnienie ruchu samochodów ciężarowych przez granice państwowe wywołało dodatkowe braki w zakładach produkcyjnych, gdyż zerwana została współpraca z dostawcami zlokalizowanymi w odległości kilkuset kilometrów.

Nawet fabryki należące do jednego koncernu zostały nagle pozbawione wzajemnego zasilania materiałowego. Stanął przemysł motoryzacyjny w Niemczech i Francji. W konsekwencji nie działają także zakłady pod Poznaniem, Wrocławiem itd.

Skoro to się odbywa w ramach łańcucha dostaw, to wstrzymanie produkcji dotyka także poddostawców, usługodawców. Krąg zakłóceń sięga różnych sfer aktywności. Przecież w zamkniętej fabryce nie są wydawane obiady, bo nie ma załogi, pracę tracą więc kucharze w pobliskiej placówce cateringowej.

Bezwarunkowy dochód nie dla każdego

Najgorsze jest to, że nikt nie potrafi przewidzieć, jak długo może potrwać pandemia i wprowadzona na czas jej trwania blokada mobilności ludności. Wizja, że co najmniej do połowy kwietnia Europa będzie prawie całkowicie unieruchomiona, zmusza do postawienia pytania, jak uchronić znaczną część mieszkańców kontynentu przed stoczeniem się w stan nędzy. Przecież w Europie nie powinno zabraknąć żywności, mogą wystąpić jedynie niedobory asortymentowe.

Polskie rodziny przeżyją, jeśli zostaną pozbawione dostaw świeżych pomidorów z Hiszpanii. Ale rodziny, które nie mają oszczędności i zostaną bez dochodów, nie będą mogły sobie pozwolić na zakup nawet tego co niezbędne.

Odpowiedzią mogłoby być wprowadzenie wypłat stanowiących bezzwrotną pomoc, mających charakter „bezwarunkowego dochodu podstawowego" (Unconditional Basic Income – UBI). To ścieżka, która pozwoliłaby na zabezpieczenie podstawowych potrzeb socjalnych.

Tu jednak pojawia się pytanie, kto i kiedy miałby zweryfikować listę gospodarstw domowych, dla których to rozwiązanie jest faktycznie niezbędne. Comiesięczna wypłata – zgodnie z pierwotną ideą UBI – dla każdego dorosłego byłaby zabójcza dla finansów publicznych i wprowadziła do obiegu nadmierną ilość gotówki. Powstałoby ryzyko inflacji, której pierwszymi ofiarami stałyby się najsłabsze ekonomicznie gospodarstwa domowe.

Główną drogą do zaspokojenia podstawowych potrzeb socjalnych jest zapewnienie płynności dostaw na rynek. Ważny jest zestaw asortymentowy towarów o podstawowym znaczeniu. One nie powinny zdrożeć, a najlepszą metodą utrzymywania cen pod kontrolą jest zapewnienie równowagi między podażą a popytem.

Jeśli przyjrzeć się łańcuchom dostaw, to ich funkcjonowanie na najniższym z akceptowanych poziomów zależy od sytuacji zarówno dużych graczy gospodarczych, jak i przedsiębiorstw małych oraz mikro. W potrzebie znajdą się m.in. te osoby, które są właścicielami i zarządzają small biznesem. Jeśli prowadzą działalność w wynajętym lokalu, korzystają z wyleasingowanych urządzeń, to potrzebują pieniędzy nie tylko na utrzymanie swoich gospodarstw domowych, ale także na spłacenie zobowiązań. Do tego mają zobowiązania podatkowo-składkowe. Konieczne jest dostrzeżenie, że zawieszenie lub odroczenie danin wobec państwa i samorządów nie rozwiązuje sprawy, gdyż trzeba zapłacić inne stałe zobowiązania.

Wykorzystać do pomocy wiedzę z JPK

W epoce gospodarki cyfrowej władza publiczna wie, który przedsiębiorca lub które przedsiębiorstwo potrzebuje dodatkowych środków, aby móc podtrzymać działalność gospodarczą w okresie pandemii. Przecież w Polsce od wielu miesięcy do służb skarbowych przekazywany jest tzw. Jednolity Plik Kontrolny (JPK). Z zawartych tam danych wynika, kto, komu i jakie kwoty jest winien oraz jakie kwoty stanowią należności. Stałe zobowiązania można odfiltrować, do tego potrzeba systemów informatycznych, a nie pracy urzędników.

Strumień niezbędnego wsparcia finansowego można zatem skierować, udzielając kredytów. Skarb Państwa poniesie ryzyko, że część z nich nie zostanie spłacona. Zapewne część małych przedsiębiorców zbankrutuje. Opisywane w prasie problemy ajentów jednej z największych w Polsce sieci handlowych pokazują, że przy setkach tysięcy złotych długu z przeszłości obecny kryzys może wyzwolić procesy upadłości mające korzenie w innych wydarzeniach niż pandemia.

Kluczowa rola przewoźników

Władza publiczna w porozumieniu z przedstawicielami branżowych związków pracodawców może i powinna szybko rozpoznać, na ile zróżnicowana jest sytuacja w różnych sektorach krajowej gospodarki. Szczególna uwaga powinna być zwrócona na przewoźników drogowych, w tym międzynarodowych. Nie wolno dopuścić do bankructwa tych firm.

W przeciwieństwie do usługodawców, którzy uzyskują zapłatę od konsumentów zaraz po wykonaniu usługi, przewoźnicy z odroczeniem otrzymują pieniądze od zleceniodawców krajowych i zagranicznych reprezentujących duże, międzynarodowe koncerny przemysłowe i handlowe. Czas oczekiwania na należności może wynosić 30, 45, 60, a nawet 90 dni.

To oznacza, że w marcu i kwietniu, kiedy przewozy są na niskim poziomie, firmy przewozowe otrzymują relatywnie duże wpływy za usługi sprzed rozpoczęcia pandemii. Ale później, właśnie w czasie powrotu aktywności w gospodarce, tym przewoźnikom zabraknie wpływów.

Jeśli upadną przedsiębiorstwa przewozowe, uruchamiane zakłady przemysłowe zostaną pozbawione obsługi transportowej. Przy braku odpowiedniej podaży usług przewozowych ceny tych usług mogą drastycznie wzrosnąć. Powstanie kolejny czynnik destabilizujący bardzo osłabioną gospodarkę.

Systemy mobilności i obsługi logistycznej zostały zablokowane przez pandemię. Do władzy publicznej należy wdrożenie takich rozwiązań, które zapobiegną dewastacji przedsiębiorców, w tym małych i średnich. Jeśli to takiej dewastacji doszło, powrót do normalności będzie znacznie trudniejszy, niż jest to konieczne.

Prof. dr hab. Wojciech Paprocki jest dyrektorem Instytutu Infrastruktury, Transportu i Mobilności w Szkole Głównej Handlowej

To, co obserwujemy na świecie w czasie pandemii Covid-19, wykracza poza wszelkie doświadczenie pokoleń, które nie przeżyły zawieruchy wojennej. W reakcji na gwałtowny wzrost liczby osób zakażonych wirusem i relatywnie dużą liczbę ofiar śmiertelnych w kolejnych regionach świata władze publiczne podejmują decyzje o blokowaniu mobilności ludności. W konsekwencji działalność wstrzymały zakłady przemysłowe i placówki usługowe, a ruch drogowy, kolejowy, lotniczy i morski został mocno ograniczony.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację