Jan Maciejewski: Nieznośna bliskość bytu

"Globalna wioska" – kłamstwo, które stało się banałem, nieodłącznym elementem opowiadania o współczesności. Zbitka słów pozwalająca oswoić nasz świat, odnaleźć w nim element swojskości, zakorzenienia. Globalne skrócenie dystansu nie ma jednak nic wspólnego z bliskością, w której żyli niegdyś mieszkańcy wsi. Wzajemną troską o sąsiada i zainteresowaniem nim, naturalnymi tak, jak cykl pór roku wyznaczający rytm życia.

Aktualizacja: 07.04.2018 21:48 Publikacja: 07.04.2018 01:01

Jan Maciejewski: Nieznośna bliskość bytu

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Przepaść, jaka dzieli wieś prawdziwą od tej globalnej, najlepiej pozwala zrozumieć funkcjonujące w socjologii rozróżnienie „oddalenia" od „obcości". To pierwsze oznacza, że bliska mi osoba jest daleko, obcość z kolei – że blisko mnie znajduje się osoba daleka. Obcym jest ten, którego raz na jakiś czas mijam, o którym jestem w stanie coś powiedzieć, ale moja wiedza o nim jest wyłącznie powierzchowna. Globalizm polega na zastąpieniu oddalenia obcością. Wszyscy jesteśmy blisko, ale bliskość ta niewiele znaczy, straciła swoją wagę.

„Nasze wynalazki są tylko ulepszonymi środkami wiodącymi do nieulepszonego celu, celu już i tak zbyt łatwo osiągalnego. Bardzo nam śpieszno skonstruować telegraf magnetyczny z Maine do Teksasu, a może Maine i Teksas nie mają sobie nic ważnego do przekazania" – pisał w połowie XIX wieku jeden z najwybitniejszych samotników wszech czasów Henry David Thoreau. W wieku 28 lat przeniósł się on do zbudowanej własnoręcznie leśnej chaty, by „wykorzenić z życia wszystko, co nie jest życiem". Spędził w niej równo dwa lata dwa miesiące i dwa dni. Napisana po powrocie do cywilizacji książka „Walden, czyli życie w lesie" jest zbiorem zapisków z drogi do wyzwolenia – z własnych potrzeb i wygód, z „opieki" społeczeństwa, a przede wszystkim ze sposobu postrzegania i doświadczania świata narzucanego nam przez cywilizację. To opowieść o autentyczności zdobytej dzięki powrotowi do natury.

Thoreau był najłagodniejszym rewolucjonistą wszech czasów. I zarazem jednym z najskuteczniejszych. Nie chciał zmieniać ustroju, nie atakował społeczeństwa. Interesowała go tylko własna wolność; chciał prawa do samotności i życia w zgodzie ze swoim sumieniem. To właśnie bierność podniósł do rangi rewolucyjnej siły. Jego esej „O obywatelskim nieposłuszeństwie" inspirował Mahatmę Gandhiego, Martina Luthera Kinga czy Dietricha Bonhoeffera. Bez samotności Thoreau, jego oddalenia, nie byłoby wielkich zmian na skalę całych społeczeństw.

Dzisiaj jednak prawdziwa, twórcza samotność jest dużo trudniejsza do osiągnięcia niż w czasach Thoreau. Stało się tak przez zasadę obcości, pozornej bliskości, wpisaną w nasz sposób życia. A tam, gdzie więzi są fałszywe, na pozorność skazana jest również ucieczka od nich. Trudno się zdobyć na autentyczny bunt wobec powierzchownej wspólnoty.

To dlatego ponowoczesny bunt osuwa się tak często w kicz. Kicz, o którym Milan Kundera pisał, że wyciska dwie łzy wzruszenia. „Pierwsza łza mówi: jakie to piękne, dzieci biegnące po trawniku! Druga łza mówi: jakie to piękne, wzruszać się wraz z całą ludzkością dziećmi biegnącymi po trawniku. Dopiero ta druga łza robi z kiczu kicz. Braterstwo wszystkich ludzi świata można zbudować wyłącznie na kiczu". Kiczowatość zglobalizowanego świata nie jest wypadkiem przy pracy. To właśnie ona jest esencją, fundamentem globalnego ładu. Źródłem powszechnej bliskości, „braterstwa wszystkich ludzi świata".

W latach 60. XX wieku Thoreau stał się idolem ruchu hippisowskiego. Jego członkowie mówili właściwie o tym samym co on. W zasadzie chodziło im o to samo. Ale ich rewolucja była już podszyta kiczem. Miała mniej więcej tyle wspólnego z walką, którą toczył autor „Obywatelskiego nieposłuszeństwa", ile jedna z dziewczyn miesiąca „Playboya", wyznająca na łamach tego pisma swoją miłość do Henry'ego D. Thoreau, mogła mieć pojęcia o powrocie do natury.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Przepaść, jaka dzieli wieś prawdziwą od tej globalnej, najlepiej pozwala zrozumieć funkcjonujące w socjologii rozróżnienie „oddalenia" od „obcości". To pierwsze oznacza, że bliska mi osoba jest daleko, obcość z kolei – że blisko mnie znajduje się osoba daleka. Obcym jest ten, którego raz na jakiś czas mijam, o którym jestem w stanie coś powiedzieć, ale moja wiedza o nim jest wyłącznie powierzchowna. Globalizm polega na zastąpieniu oddalenia obcością. Wszyscy jesteśmy blisko, ale bliskość ta niewiele znaczy, straciła swoją wagę.

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji