Prawnicy pomagają frankowiczom

Bankowcy powinni uderzyć się w piersi, a nie szukać winnych wśród prawników reprezentujących konsumentów – przekonuje adwokat w polemice z prezesem mBanku.

Aktualizacja: 14.02.2017 20:02 Publikacja: 14.02.2017 18:53

Prawnicy pomagają frankowiczom

Foto: ROL

Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, był uprzejmy w „Rzeczpospolitej" z 12 stycznia 2017 r. ostrzec kredytobiorców przed prawnikami prowadzącymi przeciwko bankom sprawy dotyczące kredytów waloryzowanych w stosunku do kursu franka. Pisze, że prawnicy ci mają wprowadzać ich w błąd i łudzić możliwością rzekomo niemożliwej wygranej, mając na celu jedynie autopromocję. „Antybankową" retorykę prawników z niejasnych względów wspiera Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz rzecznik finansowy, zapewne też w celu autopromocji. Mówiąc krótko, banki w sprawie kredytów waloryzowanych nie mają sobie nic do zarzucenia, a winni są cyniczni prawnicy, którzy kwestionują dbałość banków o interesy konsumentów.

Z pewnością kredytobiorcy od dawna przyzwyczajeni do troski, z jaką banki podchodzą do ich interesów, przyjmą to ostrzeżenie z powagą, na jaką zasługuje. To nie oni jednak są adresatami wypowiedzi, lecz osoby, które wiedzą znacznie mniej o problemie i z mniejszym krytycyzmem przyjmą twierdzenia prezesa mBanku.

Z łatwością mógłbym odpowiedzieć na wywody prezesa Stypułkowskiego w podobnym stylu, zarzucając chęć wpływania na opinię publiczną w celu ratowania zagrożonego procesami banku. Nie sądzę, aby taka dyskusja mogła do czegokolwiek doprowadzić. Zamiast tego pozwolę sobie przedstawić „antybankową retorykę prawników", pozostawiając czytelnikom ocenę, czy stanowi ona wyraz nihilizmu prawniczego i populizmu.

Kredyty waloryzowane do kursu waluty obcej to nie kredyty walutowe

Używanie do umów kredytu, których dotyczy spór, określenia „kredyty frankowe" lub „kredyty udzielone we frankach" to wprowadzający w błąd skrót myślowy. W umowie bank zobowiązuje się oddać kredytobiorcy do dyspozycji oznaczoną co do wysokości i waluty kwotę. Kredytobiorca zaś zobowiązuje się do zwrotu tego, co otrzymał, po upływie oznaczonego czasu, a ponadto do zapłaty odsetek. Jeżeli bank oddaje do dyspozycji kredytobiorcy złote polskie, mówimy o kredycie w złotych. O kredycie walutowym, np. we frankach, możemy mówić, gdy bank oddaje do dyspozycji walutę obcą.

We wszystkich znanych mi przypadkach umów kredytowych banki oddawały do dyspozycji kredytobiorców wyłącznie złote. Nie były to więc kredyty we frankach, lecz w złotych. Co ciekawe, jeszcze w 2011 r. Rada Prawa Bankowego przy ZBP w swej rekomendacji w sprawie tzw. ustawy antyspreadowej wyjaśniała, że ustawa ta nie ma zastosowania do „kredytów walutowych", tzn. „kredytów, w których kredyt jest uruchamiany i spłacany w walucie obcej".

Związek umów kredytowych z walutą obcą sprowadza się do zastosowania w nich tzw. walutowych klauzul waloryzacyjnych. Waluta jest jedynie miernikiem wartości służącym określeniu rozmiarów płatności dokonywanych w złotych. Przeliczenie złotych na franki i franków na złote nie jest „wymianą waluty", nie towarzyszą im żadne transfery waluty. Nie można też mówić, że kredytobiorca jest „zadłużony we franku", gdyż bank nie może domagać się od niego płatności w tej walucie. Omawiana konstrukcja prawna przewidziana została w art. 3581 § 2 k.c. stanowiącym, że rozmiar świadczenia pieniężnego może być wyrażony w innym niż pieniądz mierniku wartości. Przyjmuje się, że może nim być waluta obca, ale też ceny kruszców lub surowców (złota, ropy pszenicy etc.). Wszystkie powyższe fakty są zapewne prezesowi Stypułkowskiemu jako prawnikowi znane, tym bardziej że w umowach kredytowych mBanku mowa jest wprost o waloryzacji. Pisanie w tej sytuacji o kredytach frankowych lub we frankach jest wprowadzeniem zamętu mającego legitymizować tezę, jakoby frankowicze domagali się mitycznego „przewalutowania kredytów udzielonych we frankach". Tymczasem przedmiotem sporu jest skuteczność klauzul waloryzacyjnych. Kredytobiorcy podają w wątpliwość jedynie wysokość zadłużenia określonego przez banki na podstawie nieuczciwych klauzul waloryzacyjnych.

Uczciwa klauzula

Mimo ryzyka stosowanie klauzuli waloryzacyjnej w umowach z konsumentami nie jest wyłączone. Musi być tylko skonstruowana tak, by nie mogła być wykorzystywana do manipulowania wysokością świadczeń stron. Jak wskazał Sąd Najwyższy w wyroku z 2 kwietnia 2015 r. ( I CSK 257/14), nie narusza interesów konsumenta wprowadzenie do umowy mechanizmu waloryzacji według obiektywnych, określonych w umowie wskaźników, na które żadna ze stron umowy nie ma wpływu. Jeżeli każda ze stron może obliczyć na podstawie powszechnie dostępnych i obiektywnych danych wysokość zwaloryzowanego świadczenia, klauzula nie jest abuzywna.

Niestety, w przeważającej większości stosowane przez banki klauzule tego warunku nie spełniają. W najbardziej typowym przypadku klauzula odsyła do tabeli kursów – układanej przez bank, bez określenia sposobu, w jaki bank ustala kurs. Większość klauzul w ogóle nie precyzuje sposobu ustalania kursu walut i kredytobiorca nie jest w stanie samodzielnie obliczyć wysokości zwaloryzowanej raty oraz zweryfikować obliczeń banku. W ten sposób bank uprawniony jest do dowolnego decydowania o wysokości zadłużenia kredytobiorcy.

Na podstawie orzecznictwa SN, a także Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE) można stwierdzić, że „niedozwolonymi" („abuzywnymi" lub „nieuczciwymi") są postanowienia wprowadzające rażącą dysproporcję praw i obowiązków stron na niekorzyść konsumenta, a także postanowienia nietransparentne. Przy czym wymóg transparentności oznacza konieczność takiego sformułowania, aby konsument mógł przewidzieć konsekwencje ekonomiczne w oparciu o jednoznaczne i zrozumiałe kryteria. Stosowane przez banki klauzule są nieuczciwe z obu tych przyczyn. Brak określenia, niezależnego od woli stron, sposobu ustalania kursu powoduje też, że ekonomiczne konsekwencje stosowania klauzuli są nieprzewidywalne. Nie chodzi tu bynajmniej o „ryzyko kursowe", o którym banki uprzedzały. Jak zauważył Sąd Okręgowy w Warszawie w prawomocnym wyroku z 14 grudnia 2010 r. (XVII Amc 426/09), czym innym jest takie ryzyko, a czym innym uprawnienie do dowolnego ustalania kursów walut przez bank. Sąd Okręgowy w Szczecinie w wyroku z 7 listopada 2014 r. (I C 554/14), w którym ocenił klauzulę w umowie z mBankiem, podkreślił, że nieuczciwe jest też stosowanie tzw. spreadu. Spread to wynagrodzenie za usługę wymiany waluty. Zważywszy, że w umowach o kredyt waloryzowany pomiędzy stronami nie dochodzi do żadnych transferów walutowych, spread stanowi ukrytą prowizję, której nie odpowiada żadne świadczenie ze strony banku. Wysokość tej prowizji nie wynika z umowy, lecz jest dowolnie wyznaczana przez bank. Powyższy pogląd został podtrzymany przez Sąd Apelacyjny w Szczecinie, który oddalił apelację mBanku. A skarga kasacyjna mBanku została oddalona wyrokiem Sądu Najwyższego z 9 września 2016 r. (II CSK 750/15). Prezes Stypułkowski powołuje się na ten wyrok i podkreśla, że SN przyznał, iż umowa kredytowa dalej wiąże strony. Specyficzny to jednak „sukces", bo to bank twierdził, że wypowiedział umowę, zaś kredytobiorca kwestionował skuteczność wypowiedzenia. SN podzielił w pełni stanowisko sądów I i II instancji, że stosowane przez mBank klauzule waloryzacyjne są nieuczciwe. Stosowane przez banki klauzule waloryzacyjne są uznane za niedozwolone także w szeregu wyroków Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dotyczy to klauzuli stosowanej przez kierowany przez prezesa Stypułkowskiego mBank, Bank Millennium, BPH. Nieuczciwy charakter klauzul nie jest więc bynajmniej „wymysłem" prawników prowadzących sprawy przeciwko bankom. Nieuczciwy charakter tych klauzul dostrzegają też sądy.

Ustawa antyspreadowa nie rozwiązała problemu

W wyroku z 22 stycznia 2016 r. (I CSK 1049/14) Sąd Najwyższy stwierdził, że samo wejście w życie ustawy antyspreadowej nie sprawiło, iż zamieszczone w umowach kredytu klauzule waloryzacyjne nieokreślające sposobu ustalania kursu waluty waloryzacji przestały być abuzywne. Ustawa ta wprowadziła bezwzględny wymóg szczegółowego określenia sposobu ustalania kursu waloryzacji waluty. Wadliwe klauzule mogą być naprawione przez zawarcie odpowiedniego aneksu do umowy. Klauzula waloryzacyjna zamieszczona w aneksie podlega ocenie w świetle przesłanek abuzywności określonych przepisami kodeksu cywilnego i wymogów wynikających z ustawy antyspreadowej. Niestety, analiza wielu aneksów do umów kredytowych skłania do refleksji, że banki zmierzają raczej do obejścia wymogów ustawy niż ich wypełnienia. Zawarte w aneksach klauzule waloryzacyjne często w dalszym ciągu pozostawiają bankom swobodę w ustalaniu kursu waluty waloryzacji.

Stwierdzenie bezskuteczności klauzuli nie zmienia charakteru umowy

Artykuł 3851 k.c. stanowi, że niedozwolone postanowienie umowne z mocy prawa nie wiąże konsumenta od chwili zawarcia umowy. Stwierdzenie braku związania konsumenta nieuczciwą klauzulą waloryzacyjną nie oznacza bynajmniej „zmiany charakteru prawnego umowy" ani „przewalutowania", czym straszą banki. Jak przyznał prezes Stypułkowski, powołując się na wyrok Sądu Najwyższego z 22 stycznia 2016 r. (I CSK 1049/14), umowa o kredyt waloryzowany mieści się w konstrukcji ogólnej umowy kredytu bankowego. Chodzi jedynie o zaprzestanie waloryzacji zadłużenia kredytobiorcy, co skutkuje tym, że bank nie otrzyma mniej, niż oddał kredytobiorcy. Warto mieć na uwadze pewne trafne spostrzeżenie Sądu Okręgowego w Łodzi, że „okoliczność, że wobec zamieszczenia w umowie klauzuli abuzywnej powstaną skutki odmienne od zamierzonych przez strony, nie zwalnia sądu z obowiązku zastosowania bezwzględnie wiążącego przepisu art. 3851 § 1 kc (...). Jeżeli nawet ekonomicznym skutkiem wyroku będzie uzyskanie przez powodów kredytu na warunkach korzystniejszych od występujących na rynku, to skutek ten będzie spowodowany tylko zamieszczeniem w umowie przez pozwany bank klauzuli sprzecznej z prawem".

Warto pamiętać, że przepisy o klauzulach abuzywnych obowiązują w Polsce od 16 lat. Można zakładać, że uczciwi przedsiębiorcy będą się starali unikać stosowania w umowach nieuczciwych postanowień. W 2006 r. ówczesna Komisja Nadzoru Bankowego w rekomendacji S, w dziale dotyczącym relacji banków z klientami, zaleciła bankom, aby w umowach kredytu waloryzowanego do waluty obcej wskazano sposoby i termin ustalania kursu waluty waloryzacji. Zalecenie to powtórzyła Komisja Nadzoru Finansowego w rekomendacji S (II) z 2008 r. Nietrudno przewidzieć, że postanowienia umowne niespełniające powyższych minimalnych wymogów rzetelności w relacji z klientami będą uznane za nieuczciwe. Banki jednak te zalecenia zignorowały. A teraz prezes jednego z większych i często pozywanych banków wyraża zdziwienie, że klauzule waloryzacyjne niespełniające omawianego warunku uznawane są za nieuczciwe.

Nie wiem, skąd przekonanie prezesa mBanku, że normy prawa nakazujące uczciwe traktowanie konsumentów mogą mieć zastosowanie do umów sprzedaży butów, nie zaś do umów zawieranych z bankami na 30 lat. Właśnie w umowach zawieranych na 30 lat poszanowanie praw konsumenta jest szczególnie ważne. Warto przypomnieć trafne spostrzeżenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie, że „działalność bankowa jest jedną z licznych form działalności gospodarczej prowadzonej przez przedsiębiorców i jak każda aktywność gospodarcza, znajdując swoje miejsce na rynku, udowadnia własną przydatność dla utrzymania i rozwoju całej gospodarki. Trudno zatem przyjąć, iżby specyfika działalności banków powodowała potrzebę preferencyjnego ich traktowania, czy generalnie wyłączenia spod działania ustaw regulujących zasady ochrony konsumentów" (VI ACa 420/11).

Może zatem bankowcy powinni uderzyć się w piersi, a nie szukać winnych wśród prawników reprezentujących konsumentów.

Autor jest partnerem w kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy sp.k.

Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, był uprzejmy w „Rzeczpospolitej" z 12 stycznia 2017 r. ostrzec kredytobiorców przed prawnikami prowadzącymi przeciwko bankom sprawy dotyczące kredytów waloryzowanych w stosunku do kursu franka. Pisze, że prawnicy ci mają wprowadzać ich w błąd i łudzić możliwością rzekomo niemożliwej wygranej, mając na celu jedynie autopromocję. „Antybankową" retorykę prawników z niejasnych względów wspiera Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz rzecznik finansowy, zapewne też w celu autopromocji. Mówiąc krótko, banki w sprawie kredytów waloryzowanych nie mają sobie nic do zarzucenia, a winni są cyniczni prawnicy, którzy kwestionują dbałość banków o interesy konsumentów.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację