Jest ona czułym organizmem, która jak trwa i nawet się rozwija, to nigdy nie wiadomo, czy nie mogłaby się prezentować lepiej. Wiele właśnie zależy od zakresu władzy i uprawnień. Prawnicy – oczywiście nie tylko oni - zachęcają do dzielenia się władzą nie tylko w strukturach państwowych, ale także w przedsiębiorstwach. Na czym ten podział ma polegać – można spytać. Ano, na dość prostej konstrukcji. Własność to jedno, natomiast zarządzanie to coś zupełnie innego. Te dwie instytucje mają inny charakter. Spersonifikowanie ich w jednej osobie nie przynosi niczego dobrego, a wręcz przeciwnie może szkodzić rozwojowi firmy, a na niej zależy każdemu właścicielowi. Mieszanie porządków nigdy nie kończy się sukcesem. Od czego są menedżerowie? W procedurze sukcesji – jeśli jeszcze tego nie zrobiono – konieczne jest wydzielenie zarządzania od realizowania uprawnień właścicielskich. Mówiąc po ludzku – bycie prezesem czy członkiem zarządu to zupełnie coś innego niż bycie właścicielem firmy.

Dziś najczęściej jest tak, że właściciel firmy pełni także funkcje zarządcze. Zupełnie niepotrzebnie. To on decyduje o szczegółach operacyjnych, codziennych sprawach, zajmuje się powszednim zarządzaniem. Jest plan i propozycja, by mieć do tego wyspecjalizowanych menedżerów. Niech właściciel będzie po prostu, i tylko, właścicielem a nie zarządcą firmy. Takie rozwiązanie będzie jej służyć i ewentualnym postępowaniom sukcesyjnym. Wszystko po to, by dzieci i rodziny właściciela mogły spać spokojnie i bez problemu przejmować od nestora tytuły własności do przedsiębiorstwa a zarządzaniem zajmowała się klasa menedżerska. Prawnicy prorokują, że każde inne rozwiązanie realnie zaszkodzi prowadzonemu biznesowi.

Więcej szczegółów w tekście Anny Turskiej w artykule „Mity na temat procedur sukcesyjnych warto zweryfikować".

Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Biznesu".