Wojciech Walczyk powiedział "Dziennikowi Wschodniemu", że w ubiegły czwartek przywiózł do szpitala w Opolu Lubelskim swego przyjaciela, który bardzo źle się czuł.
- Andrzej nie mógł złapać tchu, skarżył się na silny ucisk w klatce piersiowej. Szpital jest zaledwie 100 metrów od jego domu. Nie był jednak w stanie iść, więc go zawiozłem – relacjonował pan Walczyk.
Czytaj także:
Obowiązek szczepień na COVID-19 w służbie zdrowia. Premier: Bardzo poważnie rozważymy
Powiedział, że w szpitalu usłyszał od pielęgniarek, że placówka nie ma odpowiedniego sprzętu diagnostycznego. - Poprosiliśmy o pilną konsultację z lekarzem. Tłumaczyliśmy, że Andrzej cztery lata temu przeszedł zawał, a objawy, które były coraz silniejsze wskazują, że to może być kolejny. Na próżno – dodał.
Wojciech Walczyk przekazał, że lekarz "nawet nie obejrzał" pana Andrzeja i powiedział, by jechać do lekarza rodzinnego lub szpitala w Poniatowej.