Hotel robotniczy na spokojnym willowym osiedlu bywa utrapieniem dla mieszkańców. I choć z reguły są nielegalne, próby ich likwidacji przypominają walkę z wiatrakami.
Nadzór do popołudnia
– Sąsiad wynajął dom firmie budowlanej i interesuje go tylko, by pieniądze wpływały na konto bankowe. A nam zafundował trudne sąsiedztwo. Libacje, głośna muzyka do rana, bójki, zaśmiecanie osiedla. Niestety, prośby, interwencje policji nie skutkują, a nadzór budowlany bezradnie rozkłada ręce – mówi rozgoryczony Krzysztof Smolec, mieszkaniec podwarszawskiej miejscowości.
Problem jest znany Bogdanowi Dąbrowskiemu, radcy prawnemu z Urzędu Miasta w Poznaniu.
Czytaj także: Kiedy dom staje się hotelem robotniczym
– To bardzo trudne przypadki. Ciężko jest cokolwiek udowodnić. Prawo nie zabrania właścicielom domów jednorodzinnych posiadania pięciu czy dziesięciu łazienek. Mogą też dzielić dom na tyle pokoi, ile chcą, i stawiać dowolną liczbę łóżek. Rozwiązanie problemu może ułatwi miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, jeżeli zakazuje zmiany sposobu użytkowania domów na cele inne niż jednorodzinne. W takim wypadku można zgłosić hotel robotniczy do urzędu gminy (miasta). Burmistrz czy prezydent miasta ma prawo narzucić przywrócenie pierwotnej funkcji domowi na podstawie art. 59 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Ale egzekucja tej decyzji w praktyce jest bardzo trudna i ciągnie się latami – tłumaczy mec. Bogdan Dąbrowski.