W 2016 r. literacki świat podzielił się na krytyków i zwolenników Nobla dla Boba Dylana. Rok później emocje ostudził laur dla Kazuo Ishiguro, cenionego, choć w ostatnich latach niebudzącego emocji swą twórczością. Potem wybuchł pożar, który trwa do dziś.

Po serii reportaży demaskujących Jeana-Claude'a Arnaulta, męża członkini Akademii Szwedzkiej, który wynosił informacje z wnętrza gremium i przede wszystkim był przestępcą seksualnym grasującym na sztokholmskich salonach, skład Akademii został częściowo wymieniony, nagrody za 2018 r. nie przyznano o czasie. Rok później wskazano dwójkę laureatów, Olgę Tokarczuk i Petera Handkego. Austriak okazał się jednak dla części opinii publicznej zwycięzcą nie do przyjęcia za sprawą jego wypowiedzi na temat serbskich zbrodni wojennych.

Kryzys się przedłużał, rezygnowali kolejni członkowie Akademii i dziś wszyscy są pełni obaw o przyszłość literackiego Nobla. Wielu obserwatorów obstawia więc, że w 2020 r. zwycięży kandydat niekontrowersyjny i poprawny politycznie. Najpewniej kobieta, nie-Europejka, głośno wołająca o prawa dla kobiet i mniejszości, krytykująca kolonialną przeszłość Zachodu.

Dwa wielkie serwisy bukmacherskie, Nicer Odds i Ladbrokes, największe szanse dają francuskojęzycznej Maryse Condé z Karaibów, a za nią wskazują Ludmiłę Ulicką z Rosji. Trzeci jest Haruki Murakami, a czwarta Margaret Atwood, lecz ostatnia dwójka, znając niechęć Szwedów do bestsellerowych pisarzy, raczej nie ma szans. Ogłoszenie werdyktu tradycyjnie nastąpi w czwartek o 13.