O przeszło połowę wzrosła w pierwszej połowie 2020 r. w Polsce liczba samochodów z napędem elektrycznym. Według najnowszych danych tzw. licznika elektromobilności opracowanego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) pod koniec czerwca liczba rejestracji aut z napędem bateryjnym i hybryd typu plug-in wyniosła 12 271, co w porównaniu z pierwszego półroczem 2019 r. daje wzrost o 65 proc. Większość z nich (56 proc.) stanowiły samochody czysto elektryczne – 6837, pozostałe to hybrydy ładowane z gniazdka, z zasięgiem na bateriach do ok. 40–50 km.
Wzrosła także liczba elektrycznych ciężarówek i samochodów dostawczych: park tego rodzaju pojazdów liczy nieco ponad 600 aut, choć roczna dynamika wzrostu w tym segmencie obniżyła się o 14 proc. Za to najbardziej dynamicznie zwiększa się liczba elektrycznych autobusów. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku przybyło 67 sztuk, co w ujęciu rocznym daje wzrost o 116 proc.
– Pomimo wciąż niskiej bazy wyraźnie widać, że przyrosty w parku samochodów elektrycznych są coraz większe – mówi Jakub Faryś, prezes PZPM. Zaznacza jednak, iż niepokojąco słabe efekty przynoszą rządowe programy wsparcia elektromobilności: „Zielony samochód", „eVAN" i „Koliber". Wniosków jest niewiele, w dodatku zainteresowanie widać było tylko w pierwszych dniach po uruchomieniu programów. – To wyraźny znak dla ich autorów, że niezbędne jest skorygowanie założeń – dodaje Faryś.
Zdaniem ekspertów rynku konieczne jest zwiększenie maksymalnego pułapu ceny auta obejmowanego wsparciem. Obecny limit 125 tys. zł wyklucza z dopłat większość dostępnych w Polsce aut z napędem elektrycznym. Podwyższenia wymaga również kwota samej dopłaty: w pierwotnej wersji jeszcze na początku roku planowano ją na 37,5 tys. zł, ale została obniżona o połowę. To za mało, by zachęcić zarówno firmy, jak i konsumentów, do kupowania aut elektrycznych – znacznie droższych niż ich odpowiedniki z napędem tradycyjnym. Zwłaszcza że w innych krajach państwo dopłaca więcej: przykładowo, Niemcy podniosły niedawno wielkość wsparcia do nawet 9 tys. euro, we Francji wysokość dotacji została podwyższona z 6 do 7 tys. euro. – Bez dopłat nie ma szans, by sprzedaż samochodów elektrycznych w Polsce ruszyła na większą skalę – twierdzi Łukasz Paździor, dyrektor zarządzający Mazda Motor Poland.
Niewykluczone, że szansą na wzrost liczby samochodów elektrycznych byłby prywatny import używanych e-aut. – W Czechach program Ministerstwa Przemysłu pokrywa część kosztów zakupu e-aut dla firm. To może pomóc rozwinąć rynek używanych samochodów elektrycznych w Polsce – uważa Karolina Topolova, dyrektor generalna Aures Holdings zarządzającego siecią autokomisów AAA Auto.