Ograniczeniem wolności gospodarczej są nie tylko regulacje wprost zakazujące niektórych działań, lecz także zaporowe podatki i inne opłaty, które sprawiają, że działalność traci sens. W Polsce problem ten dotyczy w szczególności pracy osób o niższych kwalifikacjach i bez doświadczenia, których produktywność jest bardzo niska. Taka osoba, podpisując umowę o pracę za płacę minimalną, od razu jest obciążona podatkami i składkami w kwocie ok. 1000 zł, co stanowi łącznie 40 proc. sumy płaconej przez pracodawcę. Podobny problem powstaje, kiedy taki człowiek próbuje prowadzić własny biznes – po 2,5 roku okresu ulgowego musi płacić co miesiąc podatki i składki w kwocie ponad 1000 zł, niezależnie od tego, czy osiąga dochody czy nie.

Mały ZUS i działalność nierejestrowa łagodzą problem zaporowych składek, ale niestety tylko dla ograniczonej grupy samozatrudnionych, a ponadto mają negatywne efekty uboczne. Logika rozwiązania jest podobna do tej stojącej za KRUS – normalne składki ZUS są za wysokie dla osób o niskich dochodach, więc wprowadźmy wyjątek. Łącznym efektem wysokiego opodatkowania w przypadku normalnych umów o pracę oraz szeregu preferencyjnych wyjątków (rolnictwo, samozatrudnienie) jest zniechęcanie firm i ludzi do pracy na etacie. Traci na tym zarówno gospodarka – o strukturze zatrudnienia decydują preferencje prawne, a nie efektywność – jak i sami zainteresowani, którzy zamiast zdobywać doświadczenie w firmach, są wypychani przez system na samozatrudnienie czy do rolnictwa.