Po kilku nowych klientów zainteresowanych zdewastowanymi mieszkaniami zgłasza się każdego miesiąca do Kamila Wrotniaka, doradcy ds. nieruchomości z Łodzi. – Zainteresowanie takimi inwestycjami rośnie w niesamowitym tempie. Klienci poszukują mieszkań w atrakcyjnych cenach, by po remoncie sprzedać je z zyskiem – opowiada Kamil Wrotniak. – Mamy do czynienia ze swego rodzaju boomem i jest to tendencja rosnąca. Na obrocie nieruchomościami w Łodzi zarabia się 15 proc. i to w ciągu trzech miesięcy.
Chcą do blokowisk
Największym zainteresowaniem, jak mówi Kamil Wrotniak, cieszą się mieszkania dwu- i trzypokojowe od 35 do 60 mkw. – Niezmiernie ważna jest lokalizacja. Położenie w centrum miasta wcale nie jest traktowane jako atut, przynajmniej w Łodzi – zauważa. – Mieszkania po remoncie kupują zwykle młode małżeństwa, które chcą zamieszkać w zielonej okolicy z pełną infrastrukturą handlowo-usługową. Świetnie sprawdzają się blokowiska z wielkiej płyty, takie jak łódzki Widzew czy Retkinia. Po przeprowadzeniu remontów inwestorzy bez problemu znajdują tam nabywców – opowiada.
Najtańsze ruiny w blokach z lat 70. można mieć już za kilkadziesiąt tysięcy złotych. – Około 80 tys. zł kosztują 30-metrowe kawalerki, nieco więcej, ok. 100 tys. zł – mieszkania dwupokojowe, a ok. 150 tys. zł – lokale z trzema pokojami – podaje Wrotniak. – Im większy metraż i niższa cena, tym większy zysk. Na kawalerce zarabia się mniej niż na dwa razy większym mieszkaniu.
I podaje przykład: kupując za 115 tys. zł 37-metrowy lokal na łódzkim osiedlu Dąbrowa, remontując go za 30 tys. zł, sprzedamy mieszkanie z zyskiem rzędu 15–30 tys. zł. – Prowadząc w krótkim odstępie czasu trzy takie inwestycje, mówimy o całkiem poważnych zyskach w skali roku – podkreśla doradca. – Inwestowanie w nieruchomości wiąże się jednak z ryzykiem. Klienci bez doświadczenia, nieznający cen, niemający zaufanej ekipy remontowej i niepotrafiący odróżnić, co jest dobrą, a co złą inwestycją, często zamrażają pieniądze na wiele miesięcy. Nie na każdej nieruchomości da się zarobić, a już na pewno nie na każdej da się zarobić dużo – przestrzega. Przykładem ryzykownej inwestycji są lokale w kamienicach. Stare mury mogą kryć, jak mówi Kamil Wrotniak, wiele niespodzianek.
O olbrzymim zainteresowaniu mieszkaniowymi ruinami w Trójmieście mówi Paweł Grabowski z BIG Nieruchomości. – O tym, że mieszkanie jest postrzegane jako ruina, decydują często względy estetyczne – bałagan, brud, smród, a nie względy praktyczne. Mieszkanie wystarczy czasem tylko wyczyścić i pomalować, żeby nabrało blasku – zwraca uwagę. – Na drugim biegunie są lokale, które trzeba wyremontować od podstaw: wymienić okna, instalacje, skuć posadzki. Takie mieszkania cieszą się dużym zainteresowaniem, bo są najbardziej przecenione.