Nieduże, kilkuletnie mieszkanie na warszawskiej Pradze-Północ chcemy wymienić na podobny lokal na Woli. Nie chcemy nieruchomości sprzedawać. Czekanie na klienta, podatki do zapłacenia, potem szukanie nowej nieruchomości. Zawracanie głowy. Wymiana wydaje się prostą, szybką operacją. Wystarczy się spakować i przenieść. No, może trzeba będzie coś dopłacić. Czy to prosta operacja?
Trafić w gust
– To karkołomna operacja – wzdycha pośredniczka dużej sieciowej agencji. – Trzeba znaleźć kogoś, komu spodoba się pani mieszkanie. A pani musi się spodobać czyjeś. To się zdarza, ale niezmiernie rzadko. W ciągu dziesięciu lat miałam może ze dwa takie przypadki – zastanawia się.
Opowiada, że ktoś kupował mieszkanie i podczas oglądania wspomniał, że sam też lokal sprzedaje. – Od słowa do słowa strony stwierdziły, że wszystko im pasuje, no to się zamienią – mówi pośredniczka z Warszawy. – Ale żeby tak wstawić mieszkanie do agencji z adnotacją, że jest tylko do wymiany, to w dzisiejszych czasach już się nie zdarza – podkreśla.
Radzi, by mieszkanie po prostu wystawić na sprzedaż i szukać nowego w interesującej nas okolicy. – No tak, ale nie chcę płacić podatku. To mieszkanie na Pradze kupiłam cztery lata temu. Jak je sprzedam, to urząd skarbowy do mnie zapuka – mówię.
Pośredniczka uspokaja. – Dziś ceny mieszkań są niższe niż cztery lata temu. Wcale nie jest pewne, czy odzyska pani włożone w mieszkanie pieniądze. Będzie to raczej trudne. A jak nie ma zysku, nie ma podatku. Poza tym ustawa mówi, że jak pani zainwestuje uzyskane ze sprzedaży pieniądze w ciągu dwóch lat, to jest ulga – wyjaśnia.