Kryzys Boeinga. Ujawnienie korespondencji

Powoli wychodzą na jaw kulisy kryzysu w Boeingu. Okazuje się, że już w 2016 roku piloci testowi skarżyli się, że system MCAS „działa, jak chce”. I przez „niedopatrzenie” nie poinformowali o tym Federalnej Agencji Lotnictwa.

Publikacja: 26.12.2019 16:03

Kryzys Boeinga. Ujawnienie korespondencji

Foto: AFP

Boeing miał wówczas ogromną swobodę działania i wykonywał samodzielnie wiele procedur związanych z certyfikacją samolotów. Po dwóch katastrofach w październiku 2018 i marcu 2019 okazało się jednak, że zaufania regulatora nadużył i to bardzo. Teraz FAA, która w kryzysie MAXa także straciła na wiarygodności, nie daje producentowi już szansy na takie postępowanie. I wcale nie jest wykluczone, że bardzo ostre traktowania Boeinga i niedopuszczanie MAXów do latania nie są dowodem, że podejście agencji do jeszcze do niedawna najsłynniejszej i najważniejszej firmy amerykańskiej nie jest dowodem takiej właśnie strategii.

Nie wiadomo także na ile ujawnienie kompromitującej korespondencji wewnętrznej w Boeingu, które zbiegło się z dymisją prezesa Dennisa Muilenburga , było przypadkowe, czy też te dwa wydarzenia miały związek ze sobą. Muilenburg był szefem Boeinga od 2015 roku. A korespondencja wewnętrzna z 2016 roku dotycząca nieprawidłowości w MAXach dotarła jednocześnie i do FAA i do Kongresu. Ciekawe jest przy tym, że część tej korespondencji została ujawniona już w październiku 2019. Czemu nie całość ? Być może dlatego, że jest ona tak bulwersująca i nawet ujawnione fragmenty były podstawą do postawienia bardzo ostrych pytań ze strony kongresmenów. Muilenburg sądził wtedy, że jeszcze uda mu się uratować stanowisko. Jak bulwersująca ? Najlepszym dowodem jest, że nadal nie została ujawniona publicznie, a amerykańskie media mające doskonałe źródła informacji nie są w stanie do niej dojść. Z Kongresu poszło jedynie oświadczenie, że „Komisja Transportu i Infrastruktury nadal je analizuje". Jednakże podobne dokumenty wcześniej ujawnione przez Boeinga przedstawiają bardzo niepokojący obraz w jaki sposób pracownicy Boeinga oceniają zasady tej firmy dotyczące bezpieczeństwa. Chodzi zwłaszcza o to, by niektóre posunięcia i plany nie zostały przekazane regulatorom i innym instytucjom" — czytamy w oświadczeniu Kongresu. Jednocześnie komisja kongresowa zapewnia, że nadal będzie analizowała wszystkie dostarczone dowody.

Boeing ze swojej strony zapewnia, że dostarczył wszystkie niezbędne dokumenty w ramach kampanii przejrzystości działania. Autorzy informacji koncernu przyznają jednak, że ton i zawartość tych dokumentów niekoniecznie jest odzwierciedleniem tego, jaką firmą Boeing jest w rzeczywistości. „Zrobiliśmy już wiele, aby zwiększyć przestrzeganie zasad bezpieczeństwa" - czytamy w piśmie Boeinga.

Zdaniem amerykańskich mediów ostatnio ujawniona korespondencja dowodzi, że następca Dennisa Muilenburga, David Calhoun będzie miał niezwykle trudną misję i może się okazać, że kryzys B737 MAX jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Kiedy Calhoun obejmie swoje stanowisko 13 stycznia 2020 jego priorytetem może okazać się naprawa stosunków z FAA, a nie wysiłki w przywróceniu MAXów. Z pewnością również wyjaśnienie, dlaczego Boeing dostarczał w ramach „kampanii przejrzystości" tylko wybrane dokumenty

W październiku 2019 Boeing wysłał do FAA informacje wewnętrzne, jakie jeszcze w 2016 roku przekazywali sobie piloci testowi informują się nawzajem o niedoróbkach w systemie kontroli trajektorii lotu. Te informacje były znane wcześniej, bo już w lutym 2019, czyli po katastrofie Lion Air 29 października 2018, ale zanim doszło do marcowej katastrofy Ethiopian Airlines i otrzymał je Departament (ministerstwo) Transportu, a nie FAA .

Już wtedy toczyło się dochodzenie w sprawie tego, jak mogło dojść do certyfikacji MAXów przy tak niewielkim zaangażowaniu FAA. Agencja wtedy była bardzo rozżalona, bo przecież to ona, a nie rząd nadzorują Boeinga. A producent wręcz miał obowiązek dostarczenia wszelkich informacji dotyczących bezpieczeństwa maszyn. I w niektórych wypadkach takie postępowanie jest uznane wręcz, jako złamanie prawa.

Tymczasem z dokumentów wynika, że w listopadzie 2016 roku Mark Forkner, który wówczas był szefem pilotów testowych w programie 737 napisał do członka swojego zespołu, Patrika Gustavssona, że system kontroli trajektorii lotu „robi co chce" i że być może źle poinformował w tej sprawie FAA. W korespondencji skierowanej do FAA użyto nawet określenia, że pilot zmuszony był korzystać z nie lada „wygibasów", aby regulatorzy spoza USA zaakceptowali system szkolenia pilotów proponowanych przez Boeinga.

Potem prawnik reprezentujący Forknera, który pożegnał się z Boeingiem wyjaśniał, że nieprawidłowości dotyczyły oprogramowania na symulatorze, a nie całej maszyny.

Transport
„Mój rower elektryczny” po nowemu. Dopłaty jednak będą, ale dużo mniejsze
Transport
Prezes PPL: Myślimy o partnerze do inwestycji w modernizację
Transport
Finnair odwołuje kolejne loty. Maj ze strajkami
Transport
Czarny tydzień we Francji. Strajkuje załoga kolei SNCF
Transport
Zatłoczone niebo nad Nowym Jorkiem. Rejsów ma być mniej
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku