Do tego pisma jako pierwszy dotarł Reuters, potem po południu w poniedziałek 28 października zostało ono upublicznione w Waszyngtonie i wszystko wskazuje, że i koncern i sam Muilenburg całkowicie zmieniły taktykę PR. Po raz pierwszy prezes Boeinga tak otwarcie przyzna się do winy. Podczas pobytu w Waszyngtonie ma zaplanowane jeszcze wystąpienie przed Komisją Transportu i Infrastruktury w Kongresie, a wcześniej poszedł do ambasady Indonezji, gdzie złożył kondolencje. 29 października przypada rocznica katastrofy Lion Air, w której zginęło 189 członków załogi i pasażerów. Teraz jednak prezes Boeinga walczy o firmę. Zapewnia, że jego pracownicy poczynili postępy w naprawie tego, co w MAX-ach nie działało, tak aby zagwarantować, że podobne tragedie nigdy już się nie wydarzą.
Czytaj także: Pogłębia się kryzys w Boeingu. Prezesi tracą stanowiska
Muilenburg wprawdzie mówi o postępach w przywracaniu MAX-ów do latania, ale w tej chwili już nikt nie mówi o presji i wynikach finansowych. Linie lotnicze chcą mieć bezpieczne maszyny, więc nieustannie przesuwają termin powrotu tych maszyn do lotów z pasażerami. Wiadomo, że amerykański regulator ruchu lotniczego, Federal Aviation Administration nie wyda certyfikacji dla MAX-ów wcześniej niż w grudniu. A linie lotnicze teraz komunikują o możliwości powrotu tych maszyn w styczniu, a nawet w lutym 2020. Przewodniczący senackiej Komisji Handlu, Roger Wicker nie ma wątpliwości: — MAX nie poleci, dopóki 99,9 proc. Amerykanów i władz lotniczych nie będą przekonane, że jest absolutnie bezpieczny.
„ Zdajemy sobie również z tego sprawę, że wiele rzeczy potrafimy i musimy robić lepiej” - czytamy w oświadczeniu Boeinga, w którym prezes zapewnia, że po powrocie do operacji będzie to „najbezpieczniejszy samolot, jaki kiedykolwiek został wyprodukowany w historii”. Maszyny nie zostały uziemione po tragedii w Indonezji, latały dalej z pasażerami, aż do katastrofy Ethiopian Airlines 10 marca 2019. Zginęło wówczas 157 osób.
Teraz Muilenburg przyznaje, że przywrócenie maszyny do operacji trwa dłużej, niż wcześniej przewidywano. I zapewnia, że w tej chwili nie zależy to od samego Boeinga, ale od pewności, że każde pytanie zadane przez regulatorów otrzyma wyczerpującą odpowiedź, a oni sami zastosują wobec MAX-ów najostrzejsze możliwe kryteria i będą usatysfakcjonowani tym, co widzą i słyszą.