Upór i mądrość Ślązaka

Opowieść o Henryku Mikołaju Góreckim to dowód, że biografie są bardziej pasjonujące niż powieść.

Aktualizacja: 11.12.2018 17:42 Publikacja: 11.12.2018 17:28

Henryk Mikołaj Górecki, lata 70. XX w. A

Henryk Mikołaj Górecki, lata 70. XX w. A

Foto: Andrzej Zborski/Fotonova/Znak

Krakowska dziennikarka Maria Wilczek-Krupa już poprzednią książką o Wojciechu Kilarze pokazała, że potrafi pisać o muzyce w sposób ciekawy nawet dla laika. Kreślone przez nią portrety twórców nie mają pomnikowego charakteru. Wielkość łączy się z przyziemnymi drobnostkami, twórczy geniusz z przyjemnościami lub kłopotami codziennego życia.

Ta pisarska metoda doskonale sprawdziła się także w przypadku Henryka Mikołaja Góreckiego, twórcy najsłynniejszej polskiej kompozycji XX w. – III Symfonii, słuchanej przez melomanów i kierowców TIR-ów jadących po bezdrożach Ameryki. A jednocześnie to człowiek, który zaciekle bronił swej prywatności, zatem dla wielu fanów pozostał postacią tajemniczą.

W jego życiu tragedie mieszały się ze szczęściem, upór i walka ze światową sławą. Potrafił gwałtownie zrywać wieloletnie przyjaźnie, by równie niespodziewanie do nich wracać. A przywołana w książce scena uścisku dłoni na łożu śmierci z Krzysztofem Pendereckim, z którym przez lata się unikali, jest przejmująca.

Wydawało mi się, że od dawna wiele wiem o Góreckim. Autorka książki uświadomiła, że byłem w błędzie, odkrywając cechy oraz wydarzenia istotne dla pełnego portretu kompozytora.

Był jak XX-wieczny Janko Muzykant, wbrew wszystkim i wszystkiemu postanowił poświęcić się muzyce. Ojciec i macocha nie pozwolili mu dotykać pianina matki (zmarła, gdy Henio miał dwa lata), w końcu zgodzili się na lekcje gry na skrzypkach u miejscowego grajka w Rydułtowach.

Ojciec chciał, by syn został górnikiem. Kiedy gruźlica kości (efekt źle leczonego złamania stawu biodrowego) spowodowała trwałe kalectwo, liczył, że Henryk będzie urzędnikiem w kopalni. A on miał zdecydowanie inne plany. Wojna uniemożliwiła mu normalną edukację muzyczną, po 1945 r. nie chciała przyjąć go żadna szkoła, twierdząc, że jest już za stary na poważną naukę. Dopiął swego dopiero w 1952 r. Miał wtedy 18 lat. Pracował, na lekcje jeżdził popołudniami do Rybnika

Dopomógł mu jego śląski charakter. Tę śląskość Góreckiego zdefiniował późniejszy uczeń i przyjaciel, kompozytor Eugeniusz Knapik. Składała się na nią prostolinijność, etos pracy, szacunek dla rodziny i głęboka religijność „Wydajność pracy i robota na Śląsku a w centrali to jest jak dziesięć do jednego. Więc jak Ślązakowi dasz jeszcze mądrość, on zakasuje tę warszawkę" – powiedział kiedyś Górecki. Taki też sam był.

Jako kompozytor objawił się błyskotliwie na fali odwilży po 1956 r. i zachłyśnięcia się Polaków zakazaną dotąd nową muzyką. W przeciwieństwie do innych nie podążał ślepo za modą, szybko ogarnęły go rozmaite wątpliwości.

Miała, że w prawdziwej twórczości musi drzemać jakaś tajemnica, impuls pozwalający przekazać sztuką ważne doświadczenia duchowe. W zapiskach Jana XXIII odnalazł definicję artyzmu, najtrafniej oddającą istotę jego muzyki: „Jest to rzecz zwyczajna, ale sposób niezwykły". Tę maksymę powiesił sobie w pracowni, w której zawsze musial też panować idealny porządek.

Mało znane jest jego życie rodzinne lub zmagania z komunistycznymi aparatczykami. W 1975 r. zgodził się zostać rektorem Akademii Muzycznej w Katowicach i już pierwszego dnia urzędowania żałował. Nie nawykł do kompromisów, nie rozumiał, że na tym stanowisku trzeba prowadzić gry i podchody.

Zaciekle bronił organisty Juliana Gembalskiego, gdy władze żądały jego zwolnienia z uczleni za bliskie kontakty z duszpasterstwem. Wściekł się, gdy kazano mu odrzucić zamówienie od Karola Wojtyły na utwór ku czci św. Stanisława. Ciężko przeżył odkrycie, że ktoś z bliskich współpracowników donosi do SB. Zrezygnował i długo unikał kontaktów z Akademnią.

Jednocześnie w tym czasie godzinami rozprawiał z Wojciechem Kilarem o najlepszych samochodach i gdy zdobył światowe uznanie, natychmiast stał się właścicielem mercedesa. A dla domu kupionego w Zębie meble w ukochanym podhalańskim stylu zaprojektował sam.

Gdyby żył, 5 grudnia skończyłby 85 lat. Pozostała jednak tylko muzyka, a teraz jest także ta pasjonująca książka.

Krakowska dziennikarka Maria Wilczek-Krupa już poprzednią książką o Wojciechu Kilarze pokazała, że potrafi pisać o muzyce w sposób ciekawy nawet dla laika. Kreślone przez nią portrety twórców nie mają pomnikowego charakteru. Wielkość łączy się z przyziemnymi drobnostkami, twórczy geniusz z przyjemnościami lub kłopotami codziennego życia.

Ta pisarska metoda doskonale sprawdziła się także w przypadku Henryka Mikołaja Góreckiego, twórcy najsłynniejszej polskiej kompozycji XX w. – III Symfonii, słuchanej przez melomanów i kierowców TIR-ów jadących po bezdrożach Ameryki. A jednocześnie to człowiek, który zaciekle bronił swej prywatności, zatem dla wielu fanów pozostał postacią tajemniczą.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki