Forma, jaką zaproponował Jacek Świdziński? Komiksowy kabaret. Zbiór skeczów w wizualnym wydaniu. Pułapka dla tych, którzy dadzą się wywieść w pole prostocie rysunków.
Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje. To fantazja z elementami reportażu, absurd wyrosły z prostych obserwacji. Minidramaty i makroproblemy. Polskość podniesiona do potęgi posttransformacyjnej.
Pierwsze skojarzenie? Wyśpiewana przed laty przez Barbarę Krafftównę słodka makabreska: „A poza tym nic na działkach się nie dzieje... ". Ale także: „Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej, „Toksymia" Małgorzaty Rejmer i „Dysforia. Przypadki mieszczan polskich" Marcina Kołodziejczyka. Autor wyłapuje też nasze potoczne gadki szmatki, deformacje gramatyki, „poezję" pozbawionych logiki sformułowań.
Jednak myślenie Jacka Świdzińskiego podbija kreska. Kilku jego antenatów to Mrożek, Butenko, Ha-Ga, Czeczot, Mleczko, Dudziński. Ale choć kontynuuje minimalizm tamtych, jest minimalistą osobnym. Na pozór rysuje paskudnie, to brutalizacja doprowadzona do quasi-dziecinnego minimalizmu. I o to chodzi – żeby została esencja.
Gdyby ktoś pytał, o czym jest „Wielka ucieczka...", powiedziałbym: o nas. O Polakach. Poszatkowana fabuła, melanż faktów, rewelacji, sensacji; odniesienia do lektur („Mistrz i Małgorzata", „Konopielka", a nade wszystko „Tytus, Romek i A'Tomek"); purnonsensowe żarty; smutek i cwaniactwo jako duet nieodłączny. To także literatura rysowana. Nowy gatunek, bo laureatem Nagrody Literackiej im. Sienkiewicza za 2015 rok został... Jacek Świdziński! Za ubiegłoroczny komiks „Zdarzenie. 1908".