Robert Harris: Wielkie postacie mnie odstraszają

Czasem warto zrobić krok w tył – mówi znany pisarz Marcinowi Kube o nowej powieści „Monachium”.

Aktualizacja: 02.04.2018 17:03 Publikacja: 02.04.2018 16:48

Robert Harris: Wielkie postacie mnie odstraszają

Foto: wyd. Albatros / mat. pras

"Rzeczpospolita": Postanowił pan odczarować niechlubną konferencję z 1938 r. i postać premiera Chamberlaina.

Robert Harris: W 1988 r. realizowałem dokument na 50. rocznicę konferencji. Miałem wtedy poczucie, że nie rozumiemy, co wydarzyło się w Monachium. Przez kolejne 30 lat to wrażenie się umacniało.

Czego zatem nie rozumiemy?

Wielu sądzi, że Hitler blefował, a Anglia i Francja przestraszyły się Niemców, którzy łatwo zwyciężyli i nabrali apetytu na dalsze podboje. Jednak w świetle dokumentów widzimy dzisiaj, że Hitler już wtedy chciał wojny. Kwestia Sudetów była tylko pretekstem do agresji na Czechosłowację.

Czechosłowację łączył sojusz z Francją. A Francję z Anglią. Tymczasem zostawiono ich na pastwę Niemców.

Chamberlain próbował za wszelką cenę uniknąć wojny. Wierzył w pokój, a także wiedział, że Wlk. Brytania jest zupełnie niegotowa na wojnę.

Czechosłowacja nawet nie była dopuszczona do rozmów.

W powieści pokazuję, że Chamberlain w gruncie rzeczy powstrzymał Hitlera. Wymanewrował go dyplomatycznie.

Czyżby?

Hitler do końca życia skarżył się, że dał się w Monachium wstrzymać i odłożył plan wojny w Europie. Gdyby ją zaczął w 1938 r., byłby w lepszej pozycji militarnej i możliwe, że dziś rozmawialibyśmy po niemiecku, a nie angielsku.

Chamberlain jako polityk wygląda szczególnie nieudolnie na tle Churchilla.

Churchill był fascynujący. Dynamiczny i wpływowy. Do pewnego stopnia genialny. Pamięć o nim jest tak wielka, że przytłacza wszystko inne, co wartościowe. A historia to coś więcej niż wielkie postacie historyczne, które mnie odstraszają.

Polacy nie mogą zapomnieć Churchillowi Jałty, która także była cynicznym kompromisem.

Jeszcze gorszym niż Monachium. Uważa się, że kiedy Churchill objął rządy w 1940 r., to zaczarował zło jak magik. A tymczasem kto zbudował spitfire’y? Kto stworzył system ochrony radarowej? Kto przeznaczył 50 procent podatków na obronność w 1938–1939?

Chamberlain?

Tak. To nieprawda, że przyszedł jeden wielki człowiek – Churchill – i wszystkich nas uratował. Chamberlain przed 1939 r. walczył o pokój. Przegrał, ale pokazał światu, że Hitlerowi nie wolno ufać, bo łamie obietnice.

Historia jednak zapamiętała go jako nieudolnego polityka.

Monachium nabrało symbolicznego wymiaru i jest przytaczane ku przestrodze za każdym razem, kiedy Zachód, zwłaszcza Amerykanie, próbuje negocjować z dyktatorami pokroju Husajna czy Kaddafiego, zamiast od razu ich bombardować.

Przypadek Krymu pokazał jednak, że Europa wciąż ma skłonność do zamykania oczu w niewygodnych momentach.

Zgoda. Może Krym nie leży w środku Europy jak Austria i Czechosłowacja. Skojarzenia nie są jednak bezpodstawne. Nie porównuję Hitlera z Putinem, to bez sensu, jednak same procesy już można ze sobą zestawiać.

Putin lubi badać próg tolerancji Zachodu. Czym się skończy ostatnia afera z truciem szpiegów?

Teraz piłka jest po stronie Putina. Czy swą odpowiedzią będzie prowadził do eskalacji czy raczej wygaszenia konfliktu? Mam nadzieję, że to drugie, tym bardziej że byłoby to nierozsądne z uwagi na gospodarkę Rosji, która oparta jest na współpracy z Zachodem. Wlk. Brytania nie jest dziś takim imperium jak sto lat temu, ale tym bardziej Rosja nie jest taką potęgą jak dawniej. Choć nadal są dobrze uzbrojeni.

Wróćmy do powieści. Akcja „Monachium” rozgrywa się dwutorowo w ciągu kilku dni.

Wpadłem na pomysł, żeby stworzyć dwóch lustrzanych bohaterów. Paul Hartmann jest członkiem NSDAP, choć daleko mu do nazistowskiego szaleństwa. Za to Hugh Legat to asystent Chamberlaina. Związałem ich wspólną przeszłością, zrobiłem z nich przyjaciół ze studiów i wszystko się ułożyło w całość.

Ile jest w „Monachium” prawdy historycznej, a ile wyobrażenia?

Tam gdzie mogę dotrzeć do źródeł, staram się nic nie zmieniać. Nawet pogody w danym dniu. Natomiast w miejscach białych plam pozwalam sobie na fikcję. Ale staram się, by proponowane sceny były możliwe do zaistnienia w konkretnych warunkach historycznych.

Jak pan pracował nad postaciami autentycznymi?

Zastanawiałem się, z jakiej perspektywy ukazać Hitlera. Zacząłem pisać, ale wszystko wydawało mi się bez sensu. Dopiero moja wydawczyni podpowiedziała, bym do niego stopniowo się zbliżał.

Hartmann robi mu prasówki.

Najpierw obserwuje go z daleka. Przez uchylone drzwi, potem na peronie dworca i pośród tłumów. W końcu staje z nim twarzą w twarz. Pamiętajmy, że Hitler to był wówczas inny człowiek niż pod koniec wojny. Dopiero stawał się potworem, jak go postrzegamy dziś.

Dlaczego wraca pan do 1938?

Każda generacja pisze o historii inaczej. Już sam wybór zdarzeń i sposób patrzenia na nie sprawia, że powieść historyczna mówi coś o współczesności. „Monachium” to dla mnie przede wszystkim opowieść o tym, że politykę powstrzymywania się przed eskalacją konfliktów często traktuje się jak słabość. A przecież czasami warto zrobić krok w tył, żeby powstrzymać wyniszczający konflikt. Spójrzmy choćby na sytuację w Irlandii Północnej. Po tysiącach zamachów bombowych Brytyjczycy siedli do stołu z IRA, odkładając na bok historyczne zaszłości. Czas pokazał, że było warto.

Czy sugeruje pan, że stoimy w obliczu wojny jak w 1938 r.?

Należy pamiętać, że zachodnie państwa, zwłaszcza USA, są dzisiaj potężniejsze niż w latach 30. Tymczasem Chamberlain musiał się liczyć z najnowocześniejszą armią w Europie, którą mieli Niemcy.

Ale dopuszcza pan w ogóle myśl o konflikcie zbrojnym?

Nie sądzę, żeby doszło do tradycyjnej wojny znanej z historii. Raczej obserwujemy narastanie konfliktu cybernetycznego, gdzie narodowe systemy bezpieczeństwa będą atakowane przez hakerów. W takiej cyberwojnie narasta chaos, cierpi gospodarka, ale nikt nie ginie. Akurat do takiego ataku Rosja ma dzisiaj odpowiednie narzędzia i siłę.

W jednej ze scen opisuje pan dyplomatów francuskich i angielskich. Na tle Niemców wydają się bez energii.

Także dzisiaj wyczuwalne jest poczucie bezsilności, zwłaszcza wśród ludzi zdroworozsądkowych, wobec ekstremizmów. Ciekawa na tym tle jest scena, kiedy Hartmann stoi sam na sam z Hitlerem i uświadamia sobie, że ma schowany pistolet. Mógłby zabić dyktatora, ale jednocześnie wie, że nie potrafi pociągnąć za spust.

Hitler rozegrał Zachód, bo jego działania wykraczały poza wyobraźnię liberalnych elit.

Demokracja ze swojej natury jest chwiejna i powolna. Chamberlain, który ją uosabiał, doprowadzał popędliwego Hitlera do szaleństwa. On chciał działać zdecydowanie, tu i teraz, zmieniać historię. To zawsze będzie problem demokracji, że wydają się łatwe do rozegrania przez reżimy niedemokratyczne. Ale na razie nie ma lepszej alternatywy.

"Rzeczpospolita": Postanowił pan odczarować niechlubną konferencję z 1938 r. i postać premiera Chamberlaina.

Robert Harris: W 1988 r. realizowałem dokument na 50. rocznicę konferencji. Miałem wtedy poczucie, że nie rozumiemy, co wydarzyło się w Monachium. Przez kolejne 30 lat to wrażenie się umacniało.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki