Tomasz Terlikowski: Franciszek i msza trydencka. Gdzie ta empatia?

Radykalne ograniczenie możliwości sprawowania liturgii trydenckiej i uczestniczenia w niej, jakie wprowadził papież Franciszek, nie rozwiąże żadnych problemów ani nie umocni jedności Kościoła. Jego skutki będą odwrotne do zamierzonych.

Aktualizacja: 23.08.2021 14:49 Publikacja: 25.07.2021 00:01

Tomasz Terlikowski: Franciszek i msza trydencka. Gdzie ta empatia?

Foto: AFP

Motu proprio „Traditionis custode" nie jest dobrą decyzją. Papież deklaruje i w samym dokumencie, i w towarzyszącym mu liście, że celem tego aktu prawnego jest zadbanie o jedność Kościoła i walka z deformacjami liturgicznymi i teologicznymi wewnątrz ruchu tradycyjnego. Tyle że choć trudno dyskutować z tym, iż nadużycia, błędy i rozbijanie jedności Kościoła są problemem, to ten dokument nie tylko tego nie zmieni, ale jeszcze wzmocni pewne tendencje, z którymi miał walczyć.

I to już widać. Biskupi, którym papież przyznał kompetencje dotyczące regulowania w ich diecezjach tradycyjnego kultu i nałożył obowiązek kontrolowania wspólnot tradycyjnych, zareagowali różnorodnie. Jedni – by wymienić tylko abp. Paprockiego ze Stanów Zjednoczonych – podjęli decyzję, że nic nie zostanie zmienione, że wszystkie poprzednie zapisy pozostają w mocy, personalne parafie nadal istnieją, a chętni księża mogą sprawować mszę trydencką. Inni błyskawicznie zakazali wszystkiego i zapowiedzieli, że może w przyszłości się zgodzą, a jeszcze inni czekają na rozwój sytuacji. W jednych diecezjach wierni mogą więc uczestniczyć w starej mszy, a w innych nie. Czy to buduje i umacnia jedność?

Tego rodzaju arbitralna decyzja nie sprawi też, że istniejące w niektórych wspólnotach tradycyjnych sekciarskie, niechętne posoborowemu Magisterium Kościoła czy osobiście papieżowi Franciszkowi tendencje znikną. Żal, frustracja, niechęć tylko się wzmocnią. Dla wielu wiernych ta decyzja jest niezrozumiała, uderza w samo serce ich pobożności i oparta jest na prawnych mechanizmach, w których nie ma empatii. Z piątku na niedzielę odebrano ludziom mszę, zakazano tego, co poprzedni papież Benedykt XVI uznał za istotny element życia Kościoła i co zachwalał, trudno więc oczekiwać, że wywoła to zachwyt i podporządkowanie. Kto więc na tym zyska? Odpowiedź jest prosta: Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, do którego kaplic napłyną ludzie, którzy nie będą chcieli rezygnować z formy pobożności, jaka jest im bliska.



Ten dokument jest także zwyczajnie niesprawiedliwy. Problemy, o jakich wspomina, oczywiście istnieją, ale nałożenie kar na wszystkich za zaniedbania niektórych to stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. Każdy, kto zetknął się z ruchem tradycyjnym, ma świadomość, że jest on niezwykle różnorodny. Są w nim kapłani i wierni, którzy w pełni akceptują Sobór Watykański II, interpretując go w duchu ciągłości, otwarci są na znaki czasu, prowadzą pogłębione badania teologiczne i od lat walczą z tendencjami odrzucającymi współczesne papiestwo. Ich postawa – otwarta, nowoczesna, katolicka i papieska do bólu – została jednak zrównana z postawą tych, którzy od lat po prostu en bloc odrzucają autorytet papieski i autorytet Kościoła. Ukarano ich za zaniedbania innych i jeszcze oczekuje się entuzjazmu. W ten sposób nie działa kochająca swoje dzieci matka, a taką ma być Kościół, ale bezduszna władza. Takie oblicze watykańskiej biurokracji zobaczyli właśnie wierni tradycji.

Zastanawiać może też fakt, że decentralizacja i akceptacja różnorodności mają w czasie obecnego pontyfikatu dość jednostronny charakter. Akceptowane mają być rozmaite formy inkulturacji, eksperymenty teologiczne Drogi Synodalnej czy nowe ryty afrykańskie, ale miejsca dla liturgii trydenckiej już nie ma, nie ma też miejsca dla, jak to ujmuje Benedykt XVI, „utożsamienia się Kościoła z własną przeszłością". To wszystko sprawia wrażenie, jakby w Kościele – jak niegdyś w salonach Forda, gdzie można było wybrać każdy kolor auta, pod warunkiem że będzie ono czarne – możliwy był każdy wybór, pod warunkiem że będzie to wybór opcji postępowej. Tak nie buduje się różnorodności.

Motu proprio „Traditionis custode" nie jest dobrą decyzją. Papież deklaruje i w samym dokumencie, i w towarzyszącym mu liście, że celem tego aktu prawnego jest zadbanie o jedność Kościoła i walka z deformacjami liturgicznymi i teologicznymi wewnątrz ruchu tradycyjnego. Tyle że choć trudno dyskutować z tym, iż nadużycia, błędy i rozbijanie jedności Kościoła są problemem, to ten dokument nie tylko tego nie zmieni, ale jeszcze wzmocni pewne tendencje, z którymi miał walczyć.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma