Tomasz Terlikowski: Transfobie czy antyfeminizm

Płynna ponowoczesność niesie ze sobą niekiedy dylematy, których nie spodziewaliby się nawet najodważniejsi i najbardziej postmodernistyczni z postmodernistycznych myślicieli.

Aktualizacja: 17.03.2019 09:38 Publikacja: 14.03.2019 23:01

Martina Navratilova przekonywała, że gdy mężczyzna ukrywa swojego penisa, by twierdzić, że jest kobi

Martina Navratilova przekonywała, że gdy mężczyzna ukrywa swojego penisa, by twierdzić, że jest kobietą i startować w zawodach dla kobiet to jest to nieuczciwe, bowiem daje mu nieuzasadnioną przewagę - pisze Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa/ Rafał Guz

I tak na przykład współczesny lewicowy liberał (czy liberalny lewicowiec – co w sumie znaczy to samo) musi się zdecydować, czy chce być transfobem czy raczej antyfeministą? Czy ważniejsze są dla niego prawa osób transpłciowych czy kobiet? Czy bardziej kocha feminizm (a może zwyczajny zdrowy rozsądek) czy może jednak ideologię LGBTQ. Obojętnym wobec tego straszliwego dylematu pozostać rzecz jasna nie może, bo tak się składa, że rozpala on obecnie debatę publiczną.

O co chodzi? W największym skrócie o to, czy biologiczni mężczyźni, którzy uważają się za kobiety, mogą czy nie mogą, powinni czy nie powinni startować w zawodach dla kobiet. Z punktu widzenia czystej ideologii czy tzw. praw osób transpłciowych sprawa jest prosta. Jeśli ktoś deklaruje, że jest kobietą, to jest kobietą i nikomu nic do tego, co znajduje się w jego majtkach albo jakie ma geny. Każda inna postawa jest transfobią. Tyle tylko, że z punktu widzenia biologii czy sportu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Tak się bowiem składa, że biologicznie nawet kiedy mężczyzna uważa się za kobietę to pozostaje mężczyzną. A to oznacza (wybaczcie ideolodzy gender), że jest szybszy, silniejszy, ma dłuższe nogi i ramiona, co oznacza, że już na starcie w pływaniu czy bieganiu wygrywa z kobietami. Jakby nie czarować rzeczywistości, biologiczny facet, nawet jeśli będzie zapewniał i przynosił zaświadczenia, że jest kobietą, to będzie mężczyzną, co daje mu gigantyczną przewagę w sporcie.

Tę oczywistą, zdawać by się mogło, prawdę przypomniała kilka dni temu była mistrzyni olimpijska w pływaniu w Moskwie Sharron Davies, mówiąc, że umożliwienie mężczyznom, którzy twierdzą, że są kobietami, startowania w zawodach razem z nimi „potencjalnie zrujnuje sport kobiet". – Jeśli jakiś mężczyzna jest dobrym pływakiem i stwierdzi, że jest kobietą, to żadna z naszych dziewcząt nie będzie miała z nim szans – oznajmiła Davies w wywiadzie dla „The Daily Telegraph". Była mistrzyni olimpijska podkreśliła, że nie chodzi o dyskryminację, ale o jasne zasady kwalifikowania do zawodów. Zasady te muszą zaś opierać się na płci biologicznej, a nie genderowej (sex a nie gender).

Wydawać by się mogło, że w wypowiedzi tej nie ma nic skandalicznego, a jednak gdy Davies zamieściła podobne komentarze na Twitterze, została okrzyknięta „transfobką", która nie rozumie współczesnej nauki. Identyczne zarzuty padły wobec tenisistki (a przy okazji zdeklarowanej lesbijki i działaczki LGBT) Martiny Navratilovej, która przekonywała, że gdy mężczyzna ukrywa swojego penisa, by twierdzić, że jest kobietę i startować w zawodach dla kobiet to jest to nieuczciwe, bowiem daje mu nieuzasadnioną przewagę. Nic w tym skandalicznego, bo to zwyczajny fakt, ale... za tę wypowiedź Navratilova została usunięta z zarządu jednej z organizacji gejowskich. Davies skomentowała sytuację krótko: „Świat zwariował". I trudno się z nią nie zgodzić. Zwariował, a jego ofiarami stają się ciężko pracujące w sporcie kobiety, które jeden z drugim męski cwaniaczek – jeśli tylko uzna, że w sporcie dla facetów nie ma dla niego miejsca – może wyprzedzić, gdy tylko oznajmi, że jest kobietą.

Jeżeli ktoś twierdzi, że takich cwaniaczków nie będzie, to jest albo naiwny, albo zaślepiony ideologią (ewentualnie podkupiony przez lobbystów transseksualnych). A jako że płeć jest kwestią płynną to prędzej czy później przyjdzie czas, gdy ktoś oznajmi, że kobietą jest tylko na zawodach, a prywatnie pozostaje mężczyzną (i niech ktoś mu udowodni, że jest inaczej), albo przynajmniej po karierze sportowej powróci do swojej płci biologicznej. I co mu wtedy grozi, jeśli udowodni się mu, że był oszustem, a nie po prostu zmienił zdanie? Stratne na tym będą zaś kobiety i sport.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

I tak na przykład współczesny lewicowy liberał (czy liberalny lewicowiec – co w sumie znaczy to samo) musi się zdecydować, czy chce być transfobem czy raczej antyfeministą? Czy ważniejsze są dla niego prawa osób transpłciowych czy kobiet? Czy bardziej kocha feminizm (a może zwyczajny zdrowy rozsądek) czy może jednak ideologię LGBTQ. Obojętnym wobec tego straszliwego dylematu pozostać rzecz jasna nie może, bo tak się składa, że rozpala on obecnie debatę publiczną.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami