Wtorek 18 grudnia. Na liczniku szpitalnego oddziału ratunkowego, czyli SOR-u, szpitala klinicznego na północy Polski są już cztery babcie i jeden dziadek, w tym tylko dwoje przyjętych na oddział. Niezły wynik, jeśli liczyć determinację i przygotowanie przeciwnika, w tym przypadku rodzin, które zrobią wiele, by na święta oddać staruszka do szpitala. Do Wigilii drużynie SOR-u statystycznie przyjdzie się bronić jeszcze dziesięć razy, przy czym bliżej świąt rodziny przestaną bawić się w subtelności, a szef dyżuru na internie – przebierać w słowach.
Dla Mateusza, rezydenta medycyny ratunkowej, pierwszy w jego karierze sezon na babki świąteczne zaczął się w trzecim tygodniu grudnia. Rodzina, taka z pretensjami, najpierw straszyła skargą za zbyt długie oczekiwanie, potem chciała zwalniać personel, łącznie z ordynatorem, a następnie wyraziła oburzenie, że prosi się ją o pomoc w rozbieraniu babci. – W oczach wnuczki widziałem strach i rodzaj obrzydzenia starym, nie najświeższym ciałem, którego pewnie nigdy nie widziała bez ubrania. Domyśliłem się, że babcię Helenę odwiedziła pierwszy raz od Wielkanocy i postanowiła w trzy godziny rozwiązać wszystkie jej problemy – opowiada Mateusz.
Wnuczka oblała test czterech pytań, który pozwala personelowi SOR-u na północy Polski w ciągu pięciu minut zdemaskować bliskich osoby zaniedbanej. Nie wiedziała: jak często bierze leki, czy wychodzi na spacery, czy je regularnie i kiedy ostatnio była u lekarza. Nie potrafiła też wyjaśnić, czy odwodnienie to skutek przedawkowania leków, czy tego, że przez trzy ostatnie dni nikt nie podał Helenie nawet szklanki herbaty, a kiedy kilka godzin i trzy kroplówki później Mateusz szukał jej na korytarzu, była już w drodze do stolicy, zbyt zajęta, by przyjechać po babcię. Ponieważ pierworodny pacjentki nie odbierał, a jego brat stwierdził, że to nie jego problem, szef dyżuru orzekł: „klasyka", i babcię Helenę należy uznać za pierwszą tegoroczną świąteczną babkę. Wkurzony szef interny spiorunował Mateusza wzrokiem i mruknął, że skoro pierwsza w tym roku świąteczna babka jest „wysuszona", to druga na pewno będzie „mokra". Tzn. z zastojem nad płucami, typowym dla pacjentów z niewydolnością serca, którzy przez trzy dni zapomną o przyjmowanych przewlekle lekach na odwodnienie i trafią na SOR z powodu duszności, nierzadko mocno obrzęknięci.
– Przywożą spuchniętą babcię i mówią, że nie wiedzą, co się dzieje, podczas gdy na kilka dni wcześniej odstawili jej leki. Starszy człowiek często nie odczuwa pragnienia, a bywa, że i głodu, i jeśli nie przypomni mu się, że trzeba pić, gotów sam się odwodnić. A rodzina, która zaplanowała wyjazd albo po prostu przez kilka tygodni chce oszczędzić na jedzeniu, bezradnie rozkłada ręce – tłumaczy lekarz z ponad 20-letnim stażem na oddziałach wewnętrznych śląskich szpitali.
Odwodnić? Nic prostszego
Jak doprowadzić starszą osobę do stanu, w którym konieczna jest hospitalizacja? – Nie trzeba się bardzo wysilić. Wystarczy przez cały dzień nie dać pić. Starszy człowiek odwodni się i siądzie funkcja nerek. Albo wzrośnie gęstość i krzepliwość krwi, powstanie skrzep i dojdzie do udaru – mówi Marcin Pakulski, pulmonolog, który wiele lat przepracował na internie, a następnych kilka kierował dużym miejskim szpitalem. – Można też nie podać leków na arytmię.