Oba stanowiska łączy pryncypialność i bezkompromisowość. Jeśli uchodźcom mówimy „nie”, a reparacjom „tak” – to są to kwestie nie podlegające negocjacjom. Otoczenie dzieli się na to, które ma rację (tzn. popiera stanowisko rządu) i na to, które nie ma racji (tzn. stanowiska rządu nie popiera). Oczywiście problem owego braku racji da się niuansować – niektórzy są naiwni, inni są zdrajcami, jeszcze inni realizują interesy określonych kół – ale świat w gruncie rzeczy dzieli się w tej kwestii jedynie na dobrych i złych. Przy czym jakakolwiek wątpliwość kwalifikuje wątpiącego natychmiast do tej drugiej grupy. 

Diabeł tkwi jednak w szczegółach – czyli argumentach stojących za każdym z tych stanowisk. W kwestii uchodźców mamy do czynienia z Realpolitik w wersji chłodnej i wyrachowanej – czyli, w gruncie rzeczy – w klasycznej wersji tego podejścia do polityki. Argumenty moralne, takie jak chrześcijańskie miłosierdzie, historyczne doświadczenia Polaków, wspomnienie I Rzeczypospolitej jako ziemi obiecanej dla wszystkich prześladowanych i przepędzanych ze znacznie mniej tolerancyjnego w tamtych czasach Zachodu – nie mają tu absolutnie żadnego znaczenia. Liczy się tu i teraz . A tu i teraz trzeba dmuchać na zimne, więc skoro nikt nie da sobie obciąć głowy, ręki, ani nawet palca za to, iż wśród uchodźców nie będzie dżihadysty z Daesh – to my za uchodźców podziękujemy. I nie zrozum nas Europo źle – jesteśmy narodem gościnnym, tolerancyjnym i sympatycznym – ale w polityce nie ma miejsca na idealizm i sentymenty. Sorry Brukselo, to nic osobistego. 

Kiedy jednak w grę wchodzą reparacje wówczas sytuacja zmienia się o 180 stopni. Do reparacji mamy więc przede wszystkim moralne prawo, które w tym przypadku stoi ponad wszystkim innym, jest nawet ważniejsze niż chłodna kalkulacja dotycząca tego, czy aby nie podejmujemy się operacji zaczepnej polegającej na ofensywie w kierunku księżyca z użyciem motyki. Historyczne racje w tym przypadku są znacznie ważniejsze niż tu i teraz. Tak, Niemcy z nami dziś handlują, a nawet uzbrajają naszą armię w swoje czołgi, ale – na miły Bóg – przecież nie wszystko sprowadza się do interesów! Przecież wrzesień 1939, Westerplatte, sześć lat brutalnej okupacji, zrównana z ziemią Warszawa. Tu już nie o pieniądze chodzi, ale o zasady. I tak Berlinie, to osobista sprawa. I nawet jeśli – cytując prezesa Kaczyńskiego – „pozostaniemy sami w Europie, to pozostaniemy”. Wiadomo, zasady. 

Książę François de La Rochefoucauld przekonywał niegdyś, że hipokryzja jest hołdem jaki występek składa cnocie. Wbrew pozorom to dość optymistyczne zakończenie: wszak, jeśli maksyma ta jest prawdziwa, to najwyraźniej o cnocie wciąż pamiętamy.