Ewa Kopacz w "Kropce nad i" była pytana o trwające ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej. Dotychczas przeprowadzone badania wykazały, że część ciał była wymieszana.
Kopacz podkreśliła, że poleciała do Moskwy nie jako minister zdrowia, który ma ustalić coś ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, ale by być wsparciem dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. - Byłam wstrząśnięta tym, co tam widziałam. W tej Moskwie byłam i w przeciwieństwie do innych, którzy nie chcieli tego oglądać, ja to widziałam i byłam wstrząśnięta - podkreśliła. - Zobaczyłam coś, co nawet mnie, lekarza, który widział niejedno, który widział człowieka z katastrofy samochodowej, z katastrofy kolejowej, nawet mnie ogrom rozczłonkowania tych ciał przeraził - powiedziała Kopacz.
- Osoby, które poleciały do Moskwy, to były osoby, które chciały jak najszybciej zabrać swoich bliskich do ojczystego kraju. Można było podjąć dwie decyzje - albo zostawiamy ciało mojego bliskiego, bo nie jestem pewna - wyjaśniała Kopacz. - I część na pewno tak zdecydowała, bo były osoby, które wracały razem ze mną z Moskwy, które nie rozpoznały swoich bliskich - tłumaczyła. Jak dodała, nie wszystkie ciała były do rozpoznania, bo "były za bardzo uszkodzone". - Można było je identyfikować genetycznie, tylko trwało by to tyle, ile by trwało - zaznaczyła była premier.
Kopacz powiedziała, jeśli doszło do wymieszania szczątków ofiar katastrofy, to jest to sytuacja "karygodna", ale podkreśliła, że należy zwrócić uwagę na inny aspekt sprawy. - Nie byłoby tych ciał, gdyby nie było katastrofy - zaznaczyła. - Ktoś musiał zdecydować, że lądują w tak ekstremalnych warunkach. Jeśli w nagraniu, które słyszymy z czarnej skrzynki, kilka czy kilkanaście minut przed lądowaniem, słyszymy, że nie podjęto jeszcze decyzji, to ktoś ją podjął. Ktoś zdecydował, że w tych trudnych warunkach ten samolot ma wylądować. Dzisiaj trzeba pytać, dlaczego tak się stało i jakie były szczególne okoliczności - stwierdziła była premier.
- Dzisiaj mogę oczywiście powiedzieć, że straszna rzecz się stała. Rzeczywiście nie powinno się to stać, by te kawałki znalazły się w tych trumnach, by były wymieszane na tyle, żeby rodziny dzisiaj to od nowa przeżywały. Nie bez powodu w wielu krajach na świecie, gdzie są katastrofy lotnicze, chowa się tych ludzi do jednej, wspólnej mogiły - podkreśliła była premier. Jak dodała, "ci ludzie lecieli w jednym samolocie i w jednym samolocie zginęli, na skutek tego, że ktoś podjął decyzję o tym, że ten samolot ma w tak ekstremalnych warunkach lądować".