Mike Taylor: Jestem częścią wspaniałej historii

Amerykański trener polskich koszykarzy Mike Taylor o zwycięskich eliminacjach do mistrzostw świata, Polaku z wyboru AJ Slaughterze, Macieju Lampem, Marcinie Gortacie i przygotowaniach do finałowego turnieju w Chinach.

Aktualizacja: 25.02.2019 19:59 Publikacja: 25.02.2019 19:09

Mike Taylor: Jestem częścią wspaniałej historii

Foto: EAST NEWS

Rzeczpospolita: Ponad rok trudnej walki w eliminacjach i na koniec sukces. Dotarło już do pana, jak wiele ten awans znaczy dla polskiej koszykówki?

Mike Taylor: Od początku stawialiśmy sobie ambitne cele, chcieliśmy dać pozytywny impuls polskiej koszykówce. Myślę, że po kilku latach się to udało. Ten zespół już na zawsze zostanie zapamiętany jako ten, który awansował do mistrzostw świata po raz drugi w historii Polski, po 52 latach przerwy. Jestem dumny, że kibice mówią o Łukaszu Koszarku, Adamie Waczyńskim, Mateuszu Ponitce i reszcie chłopaków. Dla mnie zawsze najważniejszy był zespół. Odczuwam dumę, że jestem częścią tej historii.

To były bardzo długie kwalifikacje, które można podzielić na dwie części. Nie chodzi tylko o to, że były dwa etapy, ale że widzieliśmy kompletnie różne oblicza polskiej drużyny. Zgodzi się pan?

Polska mentalność to naprawdę rollercoaster. Zawsze przeceniacie pojedyncze rezultaty. Walka o awans trwała niemal dwa lata, cieszę się, że zbudowaliśmy zespół, który potrafił utrzymać odpowiedni poziom, poradziliśmy sobie z trudnymi momentami. W pierwszej części nie graliśmy najlepiej, kibice się martwili, ale to nic dziwnego, że po rozczarowaniu na EuroBaskecie 2017 chwilę zajęło, zanim wróciliśmy do równowagi. Kiedy już się to udało, wkroczyliśmy na dobrą ścieżkę. Ci chłopcy oddają swoje serca dla polskiej koszykówki, a to jest najważniejsze.

Jaki był kluczowy moment tych eliminacji?

Łatwo powiedzieć, że był to zwycięski mecz z Chorwacją. Balansowaliśmy między miejscami trzy i cztery w grupie, graliśmy dobrze we Włoszech, ale przegraliśmy w końcówce. Wróciliśmy do domu i wiedzieliśmy, że czekają na nas chorwackie gwiazdy: Dario Sarić, Ivica Zubac, i okazało się, że nasza drużyna wywalczyła zwycięstwo. Rozmawialiśmy ze sztabem i doszliśmy do wniosku, że w tym zupełnie nowym systemie, kiedy w poszczególnych terminach na mecze reprezentacji dysponowaliśmy różnym składem, każdy zawodnik dodał coś ważnego od siebie. Przeciwko Chorwacji kapitalnie zagrali Kamil Łączyński i Adam Hrycaniuk, znakomici przeciwko Holandii byli Michał Sokołowski i Aaron Cel. Wygraliśmy jako zespół.

Na początku kwalifikacji brakowało w składzie AJ Slaughtera i Macieja Lampego. Co dodatkowego dali oni drużynie?

Slaughter to gracz o wyjątkowych umiejętnościach, ale też bardzo dobry człowiek, spokojny, życzliwy, uwielbiam go. Potrafi sam znaleźć sobie pozycję do rzutu, ale także stworzyć szansę dla kolegów. Chociaż nie urodził się Polakiem, to gra w reprezentacji Polski z wielkim zaangażowaniem. Po EuroBaskecie pojawiały się komentarze, że AJ już „nie chce grać dla Polski". Myślę, że miał świadomość takich opinii, ale podkreślam, że zawsze chciał nam pomagać, nie mógł tego jednak zrobić z różnych powodów. Sposób, w jaki odpowiedział na te komentarze swoją postawą na parkiecie, był fantastyczny.

To był pana pomysł, żeby starać się o polskie obywatelstwo dla Slaughtera?

To był wysiłek wielu ludzi, ale oczywiście popierałem ten pomysł. W 2014 roku widziałem go podczas Ligi Letniej, kiedy był w Orlando Magic, a ja pomagałem Boston Celtics, więc wiedziałem, na co go stać. Rozumiemy się ze Slaughterem znakomicie.

Maciej Lampe przylatuje z Chin na każde zgrupowanie prowadzonej przez pana kadry...

Maciej z wiekiem bardzo dojrzał, występował w świetnych klubach, wiele już widział, grał przeciwko różnym rywalom. Wzbudza szacunek u przeciwników, daje nam bardzo wiele w ataku. Lubię z nim rozmawiać podczas podróży, w czasie treningów. Jego przyjazdy na zgrupowania to naprawdę wielki wysiłek, zmienia strefy czasowe, spędza kilka godzin w samolocie. W drugiej części eliminacji bardzo nam pomógł.

Najtrudniejszy moment to porażka z Węgrami?

Wiele osób przeceniło tę porażkę, spuściło głowy, a w dodatku nie doceniło naszego rywala. Węgry to uczestnik EuroBasketu, poukładana drużyna. Oczywiście, nie zagraliśmy dobrze, ale ta porażka to nie był koniec świata.

Nikt nie wierzył, że później pokonacie Włochy i Chorwację.

Pojawiły się różne nieprzyjemne głosy i sposób, w jaki wszystko zaczęło się rozwijać, był dla mnie niewiarygodny. Cały czas byliśmy przecież na właściwej ścieżce, wierzyłem w zawodników, a oni ufali mi i reszcie sztabu.

Kalendarzowe okienka na mecze reprezentacji zamiast letnich meczów eliminacyjnych wymusiły nowy sposób pracy?

Każdy był przyzwyczajony do letniego sezonu reprezentacyjnego. Rozmawiałem z wieloma trenerami i słyszałem, że utrzymanie stabilnego składu to największa trudność. My w każdym okienku mieliśmy najlepszy możliwy skład. Naszą siłą jest to, że jesteśmy razem z tą grupą ludzi od niemal sześciu lat, znamy się świetnie i dzięki temu możemy się szybko przygotować do meczów. To przyniosło rezultaty.

Jak pogodzić pana potrzeby jako trenera reprezentacji z przygotowaniami klubowymi?

Stary tryb przygotowań, gdzie mieliśmy dwa tygodnie spokojnego obozu, potem trzy turnieje towarzyskie i na koniec imprezę, był dla trenerów najwygodniejszy i uwielbiałem ten system.

Postaracie się zorganizować taki towarzyski turniej w Polsce?

Na pewno przeanalizujemy wszystkie możliwości. Będziemy chcieli tak ułożyć przygotowania, żeby zawodnicy dobrze się z tym czuli. Jestem trenerem, dla którego ważne są dobre relacje.

Skład jest zamknięty? Będziecie szukać nowych nazwisk?

Przed nikim nie zamykamy drzwi. Najważniejsze, że udało się znaleźć grupę zawodników, którzy grają z wielkim sercem.

Dwaj wielcy nieobecni w pana drużynie to Marcin Gortat i Damian Kulig. Obaj mówili, że nie chcą grać w kadrze, ale może przed mistrzostwami świata będzie ich pan namawiał?

Zastanawiam się, ile razy jeszcze można ich pytać o decyzję. Nigdy nie zamknęliśmy przed nikim drzwi. Marcin od 2015 roku powtarzał kilka razy, że skończył karierę w reprezentacji. Myślę, że już jest zmęczony tymi pytaniami. Kiedy Damian wrócił do Torunia, wszyscy byli podekscytowani możliwością jego powrotu do kadry. Ale on nie wrócił. Mamy już szkielet drużyny, wybraliśmy zawodników, którzy cieszą się z bycia w kadrze, i jeśli ktoś nie chce dołączyć, to go nie zmusimy. Drzwi są otwarte, ale trzeba też szanować ludzkie decyzje.

Kontuzjowani są Przemysław Karnowski i Tomasz Gielo. Oni mogą wzmocnić drużynę?

Nie wiem, czy w Polsce jest jakiś większy ode mnie fan „Big Mamby" Karnowskiego. Uwielbiam go i czekam, kiedy wróci do zdrowia. Nie ma drugiego takiego zawodnika w polskim baskecie. Jeśli będzie zdrowy i gotowy, żeby nam pomóc, to będę się cieszył. Z kolanem Gielo jest coraz lepiej, musimy mu się przyjrzeć, ma wspaniały charakter. Karnowski i Gielo są na naszej liście, oni w odróżnieniu od Gortata i Kuliga nigdy nie powiedzieli, że kończą karierę w kadrze. Ale po co dyskutować o tych, których nie ma, cieszmy się, że mamy wspaniałą drużynę, która osiągnęła coś wielkiego dla polskiej koszykówki.

Rzeczpospolita: Ponad rok trudnej walki w eliminacjach i na koniec sukces. Dotarło już do pana, jak wiele ten awans znaczy dla polskiej koszykówki?

Mike Taylor: Od początku stawialiśmy sobie ambitne cele, chcieliśmy dać pozytywny impuls polskiej koszykówce. Myślę, że po kilku latach się to udało. Ten zespół już na zawsze zostanie zapamiętany jako ten, który awansował do mistrzostw świata po raz drugi w historii Polski, po 52 latach przerwy. Jestem dumny, że kibice mówią o Łukaszu Koszarku, Adamie Waczyńskim, Mateuszu Ponitce i reszcie chłopaków. Dla mnie zawsze najważniejszy był zespół. Odczuwam dumę, że jestem częścią tej historii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Koszykówka
Afera bukmacherska w USA. Gwiazdy NBA tańczą z diabłem
Koszykówka
Jeremy Sochan w reprezentacji Polski. Pomoże nam obywatel świata
Koszykówka
Marcin Gortat na świeczniku. Docenił go nawet LeBron James
Koszykówka
Jeremy Sochan pomoże reprezentacji i zagra w Polsce. Zabierze nawet kucharza
Koszykówka
NBA. Jeremy Sochan lepszy od Brandina Podziemskiego. Zdobył 20 punktów