Wirusolog w rozmowie z dziennikiem „Polska Times” ocenił, że w kraju „luzowania obostrzeń na razie raczej nie ma, jest tylko przedświąteczne umożliwienie zakupów”. - Na razie, jak widać, pandemia trochę przyhamowała. Przynajmniej w Polsce. Ale nie wyhamowała tak, żeby o niej zapomnieć i puścić wszystko w stronę gospodarki. Nie chciałbym być decydentem w tej chwili, dlatego, że cały czas mamy do czynienia ze starciem wszystkich sił z wszystkich kierunków - powiedział.

Pytany o przestrzeganie obostrzeń przez Polaków, prof. Gut podkreślił, że obchodzenie ich jest nieodpowiedzialne. - W gruncie rzeczy decydują ludzie. Jeżeli obostrzenia będą nawet najsurowsze, ale ludzie zdecydują się je ominąć, to znajdą rozwiązanie. No, chyba, że będzie metoda chińska – jak wyszedłeś z kwarantanny, to ci zaspawamy drzwi. Ale to w naszych warunkach nie przejdzie. Wobec tego trzeba cały czas, jak to mówię śmiechem – chodzić po ostrzu miecza. Czyli obostrzenia muszą być zaakceptowane, bo inaczej będą nieskuteczne - mówił.

- Zawsze znajdzie się grupa ludzi, która będzie omijała zakazy. Problem polega na tym, żeby to zminimalizować. W końcu z siłowni można zrobić świątynie, prawda? - pytał ekspert. Zastrzegł, że w obostrzeniach „chodzi o to, aby ludzie zaczęli się zastanawiać”. - Przede wszystkim więc chodzi o pobudzenie do myślenia - mówił. Tłumaczył także, dlaczego rząd zdecydował się na połączenie ferii zimowych w jeden termin na początku stycznia. - Ma to utrudnić wyjazd, wiadomo. Po to były ferie dzielone na różne obszary, żeby więcej osób mogło na nie wyjechać. Ponieważ ruchliwość jest niekorzystna dla samego obrazu epidemii, no to ferie się połączy do jednego terminu, to będzie utrudnienie i na ferie się nie pojedzie. Zwłaszcza, że hotele będą zamknięte i będą z tym kłopoty - wyjaśnił prof. Włodzimierz Gut.