Data wyborów w Korei Południowej, która uchodzi za wzór, jeżeli chodzi o masowe testy na koronawirusa, to oficjalnei środa 15 kwietnia. Ale głosowanie trwa od piątku. Już przez pierwsze dwa dni wzięło w nich udział prawie 12 milionów Koreańczyków, czyli 27 proc. uprawnionych. Stoją w kolejkach w punktach wyborczych w obowiązkowych maskach higienicznych i gumowych rękawiczkach, zachowując spory odstęp.
- Na samym początku epidemii pojawiały się opinie, by przenieść termin wyborów, ale ucichły. Koreańczycy nie są przerażeni chorobą, choć się niepokoją - informuje „Rzeczpospolitą” Eunmi Choi, badaczka z czołowego think tanku Instytutu Studiów Politycznych Asan w Seulu. Jak dodaje, kampania wyborcza w oczywisty sposób kręciła się wokół Covid-19 i problemów ekonomicznych.
Wydarzenia faworyzują rządzącą Partię Demokratyczną, liberalną, centrolewicową. I przy okazji zapewne umocnią wywodzącego się z niej prezydenta Moon Jae-ina. On jest w drugiej połowie (jedynej pięcioletniej) kadencji, i zanim zaczęła się epidemia, miał problem. Dochodziło do dużych antyrządowych protestów i skandali w jego otoczeniu, nadzieje na poprawę stosunków z północą wyparowały.
Teraz jego notowania jako przywódcy idą w górę. Nowych przypadków zakażeń jest niewiele (ostatnio około 30 dziennie), od 20 stycznia zanotowano 10,5 tysiąca. Najgorzej było w drugiej połowie lutego, gdy pacjentka nr 31 zakaziła wielu wyznawców Kościoła Jezusa Shincheonji. W sumie do niedzieli zmarło 214 osób.
W Korei Południowej prezydent ma bardzo silną pozycję. To on jest prawdziwym szefem rządu, wyznacza premiera, który nie musi być posłem ani zajmować się karierą partyjną.