W jednym z wywiadów prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że w odwecie za atak jądrowy nie zawahałby się wcisnąć atomowego guzika. – Po co nam taki świat, w którym nie będzie Rosji? – mówił. Szef ukraińskiej dyplomacji Pawło Klimkin alarmował w poniedziałek, że najgroźniejsza broń Moskwy mogła zostać przerzucona na okupowany Krym.
Mówił, że po ponad czterech latach aneksji półwysep przekształcił się w „jedną wielką bazę wojskową”. – Wiemy, że co najmniej jest tam odpowiednia infrastruktura dla broni nuklearnej – powiedział w rozmowie z nadającą z Kijowa krymskotatarską stacją ART. Ukraiński minister spraw zagranicznych twierdzi, że to właśnie z terytorium Krymu Rosja wysyła uzbrojenie i sprzęt wojskowy do Syrii. Kijów zapowiada, że będzie się domagał, by głos w sprawie militaryzacji półwyspu zabrało Zgromadzenie Ogólne ONZ.
Jeszcze we wrześniu 2016 roku ukraińscy dziennikarze śledczy z portalu Informnapalm zwrócili uwagę na to, że Rosja przerzuciła jednostki Gwardii Narodowej na południe Krymu w okolice miejscowości Krasnokamienka, gdzie mieści się dawny radziecki magazyn broń nuklearnej Teodozja-13. Stacjonujący tam rosyjscy żołnierze postanowili podzielić się zdjęciami z miejsca służby w sieciach społecznościowych. Rozbudowana infrastruktura, która załapała się w tle, wskazywała na to, że porzucony radziecki obiekt wojskowy wciąż ma dla Rosji duże znaczenie.
W 1994 roku krymski magazyn broni nuklearnej i cały powiązany z nim system tuneli został odtajniony. W zamian Rosja, Wielka Brytania i USA podpisały memorandum budapeszteńskie i zagwarantowały Ukrainie integralność terytorialną i nietykalność granic. Rosja pogwałciła je jednak 20 lat później, po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie (Ukraina wciąż nie kontroluje kilkaset kilometrów swojej granicy na wschodzie).
Komentując doniesienia z Kijowa, Moskwa tradycyjnie wszystkiemu zaprzecza i oskarża Kijów o uprawianie propagandy.