Takie było powtarzane do znudzenia stanowisko władz niemieckich w dwóch kluczowych dla stosunków z Polską kwestiach. Okazało się, że ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Tak przynajmniej wynika z tekstu Matthew Karnitschniga z wpływowego portalu Politico, opublikowanego przez Onet.pl, w którym autor powołuje się na źródła w niemieckim MSZ. Berlin był gotów do złożenia oferty: rezygnujemy z Nord Stream 2 w zamian za rezygnację Warszawy z reparacji wojennych.

Czyli rurociąg z rosyjskim gazem jednak i dla Niemców jest przedmiotem politycznej gry. Każdy w Polsce wiedział to, od kiedy Gerhard Schröder podpisał z Władimirem Putinem porozumienie w sprawie jego budowy.

Oferta, o której pisze dziennikarz Politico, jest nieaktualna, bo koalicja, która miała ją złożyć – CDU/CSU z Zielonymi i liberalną FDP – zapewne nie powstanie. Niezależnie od tego, jaki będzie rząd w Berlinie, używanie argumentu, że Nord Stream to wyłącznie sprawa prywatnych przedsiębiorców, jest nieaktualne jeszcze bardziej. To nie ułatwi współpracy nowej niemieckiej koalicji z polskimi władzami, jeżeli budowa Nord Stream 2 nie zostanie wstrzymana.

W sprawie rurociągu w Warszawie panowała zgoda. W kwestii reparacji już nie. Teraz, jeżeli informacja Politico jest prawdziwa, polska opozycja, która głośne żądanie rekompensat uznawała za nierealistyczne, znalazła się w trudnej sytuacji. Niemcy pokazali, że są skłonni do negocjacji, zresztą nieuniknionych. Kilkanaście lat temu twierdzili, że kwestia robotników wykonujących niewolniczą pracę na rzecz III Rzeszy też jest zamknięta, ale potem odszkodowania zapłacili.

Przez lata ulegaliśmy narracji Niemców. Na kryzys gospodarczy w UE patrzyliśmy jak oni („Grecy pili kawę, zamiast pracować"). Niektórzy uważali, że mili, produkujący mercedesy i dający granty zachodni sąsiedzi nie mogą być odpowiedzialni za zbrodnie III Rzeszy – dokonywali ich naziści i Polacy. Mamy szansę z tym skończyć. Dominacja niemieckiego sposobu myślenia szkodzi nie tylko współpracy naszych krajów, ale także Unii.