Im bardziej Sejm przypomina zakład poprawczy, w którym opozycję traktuje się jak resocjalizowanych wyrostków, im bardziej łamane są zasady parlamentaryzmu (skracanie czasu wypowiedzi do 30 sekund czy umożliwienie marszałkowi finansowego karania opozycji), tym wyraźniejsza jest chęć do przemiany Sejmu w wielką grupę rekonstrukcyjną, mającą pomagać PiS w legitymizacji władzy.

Niedawno marszałek celebrował 550. rocznicę polskiego parlamentaryzmu specjalnie na ten cel zwołanym Zgromadzeniem Narodowym (w namiocie za milion złotych). Za rok – jak dowiaduje się „Rz" – okazją do świętowania będzie 450-lecie unii lubelskiej. Ale to nie koniec, wszak w 2019 r. Sejm będzie świętować stulecie zwołania Sejmu Ustawodawczego. Nie zapomnijmy o Zgromadzeniu Narodowym w Poznaniu na cześć 1050. rocznicy Chrztu Polski. Ostatnio też funkcjonariusze straży marszałkowskiej zostali przebrani w paradne mundury z czerwonymi lampasami i szablami. A równocześnie pozwolono im nosić na terenie Sejmu gotową do strzału broń.

Ktoś mógłby powiedzieć, że istnieją takie osobowości, które uciekają od rzeczywistości w marzenia o wielkiej przeszłości, nadrabiają brak pewności siebie dumnie umundurowanymi i uzbrojonymi funkcjonariuszami. Ale to coś więcej. Historycy PRL zwracają uwagę na zjawisko nieustannego odwoływania się do – szczególnie piastowskiej – przeszłości Polski. Chodziło nie tylko o zbudowanie narracji potrzebnej do repolonizacji ziem zachodnich. Kryła się w tym też chęć zwiększenia legitymizacji władzy, ukazania partii komunistycznej jako jedynego prawowitego dziedzica piastowskiej przeszłości.

Dzisiejszą Polskę dzieli od PRL przepaść. Ale część działań PiS, a z pewnością wiele działań marszałka Sejmu, to coś więcej niż tylko polityka historyczna – czyli słuszne sprzęganie racji stanu, narodowej dumy i historycznej narracji.

Można odnieść wrażenie, że im poważniejsze padają oskarżenia pod adresem PiS – o naruszanie trójpodziału władzy, o kwestionowanie demokratycznych standardów itp., tym większa jest w PiS potrzeba pokazywania siebie (w opozycji do „tych drugich") jako jedynych prawdziwych i prawomocnych dziedziców wielkiej Rzeczypospolitej. Co oznacza tyle, że nam wolno więcej.