Wielu komentatorów lubi po wyborach wysnuwać wnioski o polskim społeczeństwie. Oczywiście wyniki wiele nam o nim mówią, ale stawianie takich tez utrudnia głęboki podział, ujawniony w pełni w wyniku tych wyborów. Nie mam bowiem wątpliwości, że wynik w drugiej turze – bez względu na to, czy wygra Andrzej Duda czy Rafał Trzaskowski – będzie bardzo wyrównany. Trudno będzie więc – przy różnicy nieprzekraczającej np. 1 czy 2 pkt proc. – powiedzieć, że Polacy ufają obozowi PiS czy też, że mówią mu „dość". Nawet jeśli o wyniku przesądzi kilka setek tysięcy głosów, stawianie takich mocnych tez będzie na wyrost.

Zresztą widzimy to też po wynikach pierwszej tury. Przy frekwencji ok. 64 proc. Andrzej Duda otrzymał niemal 8,5 miliona głosów, Rafał Trzaskowski zaś niecałe 6 milionów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że głosy wyborców anty-PiS były podzielone między kilku kandydatów, zobaczymy, jak głębokie są różnice. Oczywiście nie będzie tak, że wszyscy wyborcy Szymona Hołowni, Roberta Biedronia i Władysława Kosiniaka-Kamysza – a więc kandydatów kojarzonych z opozycją – zagłosują na Rafała Trzaskowskiego. Ale w sumie padło na nich niemal 3,5 miliona głosów. To pokazuje z jednej strony, gdzie Trzaskowski może szukać nowych wyborców, z drugiej zaś ogrom pracy, jaki przed nim stoi. Największą zagadką jest niecałe 1,5 miliona wyborców Krzysztofa Bosaka, którzy zapewne rozstrzygną o wyniku. Widać jednak, że bloki PiS i anty-PiS mogą liczyć na mniej więcej 9 milionów wyborców. Wygra – choćby o głos – ten, komu się uda skuteczniej zmobilizować wyborców do pójścia do urn w drugiej turze.

Ważnym pytaniem, jakie musi sobie postawić Andrzej Duda, jest to, dlaczego spektakularnie przegrał wśród najmłodszych wyborców. Gdyby to od nich zależało, w drugiej turze spotkałby się Rafał Trzaskowski i Krzysztof Bosak. Pięć lat temu Duda wśród młodych zwyciężył, wyprzedzając Pawła Kukiza.

Choć Dudzie do zwycięstwa potrzeba mniej nowych wyborców – między milionem a dwoma – może mu być trudniej ich zdobyć. Nie tylko dlatego, że PiS przez pięć lat prowadził politykę konfrontacyjną wobec innych partii, ale też choćby z powodu zachowania publiczności zebranej na wieczorze wyborczym Andrzeja Dudy. Gdy wymieniał swoich konkurentów, gratulując im udziału w wyborach – w oczywisty sposób kokietując ich elektorat – zgromadzeni na sali buczeli, gwizdali, ryczeli „Tu jest Polska", odmawiając w domyśle polskości konkurentom. To zachowanie to efekt pięcioletniego szkolenia, jakiego PiS udzielił swoim sympatykom. W takiej atmosferze ciężko będzie pozyskać nowych wyborców.

Niewykluczone, że o wyniku tych wyborów rozstrzygnąć może debata między Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim. Ale jest ona dla urzędującej głowy państwa ryzykiem. To goniący go Trzaskowski może sobie pozwolić na postawienie wszystkiego na jedną kartę. A Dudę błąd może kosztować stanowisko prezydenta RP.