Prosimy o zapięcie pasów, bo wchodzimy w strefę ostrych turbulencji – taki komunikat powinien być nadawany z radiowozów policji, które w ostatnich tygodniach patrolują polskie ulice, apelując przez megafon o pozostanie w domach. Najbliższe dwa tygodnie będą bowiem okresem szczególnym w polskiej polityce. Głosowanie nad przepisami o wyborach korespondencyjnych może bowiem przesądzić nie tylko o tym, czy Prawu i Sprawiedliwości uda się przeprowadzić najdziwniejsze wybory w historii polskiej demokracji, ale też o tym, czy Zjednoczona Prawica ma w Sejmie większość.

Właśnie dlatego przez najbliższe dwa tygodnie należy spodziewać się wojny nerwów. Po pierwsze, będzie to wojna pomiędzy wszystkimi aktorami biorącymi udział w przygotowaniu wyborów: rząd będzie naciskał na samorządowców, na których nałożono obowiązek wytworzenia baz danych, których wcale od ręki nie mają, a ich przygotowanie, jak słyszymy nieoficjalnie, może zająć nawet kilkanaście dni. Po drugie, będzie trwała wojna nerwów między PiS, opozycją i Jarosławem Gowinem – bez względu na to, ilu posłów Porozumienia wykaże wobec niego lojalność, wiele wskazuje, że to on w ręku trzyma klucze do tego głosowania.

W tej wojnie pojawią się groźby przyspieszonych wyborów (nic tak nie mobilizuje posłów, którzy nie będą już mieli szans wejścia do Sejmu z list największej partii, jak utrata mandatu), plotki mające zdyskredytować Gowina (jak choćby to, że nawiązał sojusz z Włodzimierzem Czarzastym), będą pojawić się najróżniejsze wrzutki (np. o planach wprowadzenia stanu wyjątkowego), które będą miały urobić parlamentarzystów i opinię publiczną przed ostatecznym głosowaniem.

Jeśli do niego dojdzie, a partia Gowina pogrzebie ustawę pozwalającą przeprowadzić w maju wybory korespondencyjne, oznaczać to będzie, że po strefie turbulencji samolot polskiej polityki wleci w zupełnie nieznane przestrzenie. Nie wiemy, kiedy i na jakich zasadach odbyć by się miały wybory prezydenckie, nie wiemy, czy rząd Mateusza Morawieckiego upadnie, ani co się stanie, jeśli PiS straci większość nie tylko w Senacie, ale również i w Sejmie. Jakby mało było emocji związanych z pandemią, w polityce szykuje się prawdziwe tsunami, które może zmieść obecny porządek.