Dąbrowska: Zaufanie skazane na śmierć

Kluczową kwestią w sprawie wniosków o przeliczenie głosów jest brak wiary w uczciwość państwa rządzonego przez PiS.

Aktualizacja: 24.10.2019 07:11 Publikacja: 22.10.2019 20:19

Czy prezes Jarosław Kaczyński uzna, że nie opłaca się rozpętywać senackiego piekła?

Czy prezes Jarosław Kaczyński uzna, że nie opłaca się rozpętywać senackiego piekła?

Foto: AFP

Zarządzanie kryzysem to znana metoda rządzenia. Co prawda mało efektywna i pogłębiająca chaos w państwie, ale jednak świadomie stosowana. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście chciało „tylko policzyć” głosy w sześciu senackich okręgach, natychmiast po złożeniu wniosków o ponowne liczenie zorganizowałoby konferencję prasową i głosami profesorów prawa wytłumaczyło wyborcom motywy i konsekwencje swoich działań. Tego jednak zrobić nie może, bo tych konsekwencji nie zna, a profesorowie sami głowią się nad bałaganem, jaki może powstać.

Kluczową kwestią jest brak zaufania. Partia rządząca powołała osobną izbę w Sądzie Najwyższym m.in. do stwierdzania ważności wyborów, a minister spraw wewnętrznych powołał komisarzy, którzy policzą głosy. Nie wiadomo, czy zostaną do tego procesu dopuszczeni mężowie zaufania z innych partii. Rachunki komisarzy, jeśli okażą się niekorzystne dla opozycji, będą więc natychmiast przez nią podważane. To zdestabilizuje państwo, ale trudno się spodziewać, by wobec braku zaufania do instytucji skonstruowanych przez PiS opozycja miała nagle uznać ich werdykty. Przecież nawet nie poznała list poparcia dla członków Krajowej Rady Sądownictwa. Instytucje te nie są przejrzyste i to akurat widoczne jest jak na dłoni.

Dowiedz się więcej: Przyszłość Senatu rozstrzygnie się w Sądzie Najwyższym

Nie to jest jednak najgorsze. Opozycja to tylko kilkuset znanych polityków i kilkanaście tysięcy działaczy. Ale oni są reprezentantami obywateli. W społeczeństwie utrwala się przekonanie, że „ci, co rządzą, mogą zrobić, co chcą”. Takie przekonanie jest zabójcze dla demokracji. Co to bowiem za demokracja, jeśli partia rządząca, uciekając się do wybiegów formalnych, stara się zmienić wynik wyborów, które są demokracji podstawą?

Być może decyzja polityczna będzie jednak inna i prezes Jarosław Kaczyński uzna, że nie opłaca się rozpętywać senackiego piekła. A być może wynik będzie po prostu korzystny dla PiS? Ale jak wtedy rządzący przekonają ponad połowę obywateli, że nie oszukują? Jak wzbudzić ich zaufanie do ustaleń wyborczych komisarzy mianowanych przez Mariusza Błaszczaka?

Przykład USA przekonuje nas, że przy największym nawet rozchwianiu politycznym instytucjonalna demokracja pomaga zachować odrobinę zdrowego rozsądku, a Wielka Brytania pokazuje, że przed autorytetem sądu musi ustąpić najbardziej nawet uparty premier. W Polsce jednak tego autorytetu już nie ma. Ostatnie cztery lata obróciły go w perzynę. PiS nie wierzy sądom powszechnym, a reszta – instytucjom powołanym na mocy pisowskiej reformy sądownictwa. I w tym punkcie zdolność przewidzenia rozwoju sytuacji się kończy.

Zarządzanie kryzysem to znana metoda rządzenia. Co prawda mało efektywna i pogłębiająca chaos w państwie, ale jednak świadomie stosowana. Gdyby Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście chciało „tylko policzyć” głosy w sześciu senackich okręgach, natychmiast po złożeniu wniosków o ponowne liczenie zorganizowałoby konferencję prasową i głosami profesorów prawa wytłumaczyło wyborcom motywy i konsekwencje swoich działań. Tego jednak zrobić nie może, bo tych konsekwencji nie zna, a profesorowie sami głowią się nad bałaganem, jaki może powstać.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Czego o ministrze Zbigniewie Ziobro pisać dziś nie wolno
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Prezydent, dyktator, zbrodniarz? Kim jest dla nas Putin
Komentarze
Bogusław Chrabota: Patryk Jaki. Bonaparte prawicowych radykałów
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk i Biedroń uderzają w partię Hołowni. Kto więcej zyska na tej przepychance?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Kłótnia o ambasadorów. Dlaczego rząd Tuska potrzebuje konfliktu z prezydentem