Ale analiza Jacka Czaputowicza nie jest tylko elementem nadchodzącej kampanii wyborczej. Pokazuje także, w jakiej sytuacji znajdowała się Polska dwa lata temu. Tusk został wybrany w momencie, gdy większość krajów Unii starała się doprowadzić do izolacji naszego kraju, pokazać, że jak to wtedy określano “narodowy populizm” jest tylko wypadkiem przy pracy, nie ma przyszłości. I rzeczywiście tamto głosowanie Polska przegrała stosunkiem 27:1, co nie przyniosło jej zaszczytu.
Czytaj także: Czyim reprezentantem jest Donald Tusk?
Ale dziś perspektywa jest inna. To raczej zwolennicy liberalnej, forsownej integracji we Wspólnocie są w defensywie. Plan budowy Europy dwóch prędkości Emmanuela Macrona został odrzucony przez Angelę Merkel, która sama ledwo utrzymuje się u władzy. Zablokowała go także „nowa Hanza”, grupa 8 bardzo poważanych krajów Unii na czele z Holandią. Ostatni sojusznik Paryża, hiszpański premier Pedro Sanchez, stoi na czele mniejszościowego rządu i w każdej chwili może upaść. Za to we Włoszech, które po brexicie staną się trzecim najważniejszym krajem Unii, już władzę przejęła mocno euro-sceptyczna koalicja.
Dowiedz się więcej: Jacek Czaputowicz: Donald Tusk w RE to reprezentant Niemiec
Z tej perspektywy wybór Tuska wygląda już inaczej. Czaputowicz nie bez racji wskazuje, że układ, w którym został on ponownie wybrany bez poparcia swojego własnego kraju jest kuriozalny i jeśli nie sprzeczny z literą prawa europejskiego to z pewnością jego ducha. Dziś najpewniej by się nie powtórzył tak samo, jak Niemcy już nie próbowałyby dziś narzucić innym krajom systemu obowiązkowego podziału uchodźców, co niepotrzebnie przez trzy lata zatruwało debatę w Radzie UE.