Te wybory, oprócz kilku pojedynków w dużych miastach, były antypartyjne. Wyborcy są znudzeni, zmęczeni i zajeżdżeni przez propagandę. To prawda, że sami też jej ulegają i dają się uwikłać w emocje PiS i KO. Ale wyniki wyborów pokazują, że mają jej dość. Jeżeli w niedużych i średnich miastach wygrywał kandydat którejś z tych partii, działo się tak nie dlatego, że był przez nie wystawiony, tylko mimo że tak było. No, może z wyjątkiem kilku miejscowości nad Podkarpaciu. Tam PiS traktowany jest jak relikwia.
Premiowano więc tych, którzy zostali ukarani przez swoje partie, bo kandydowali pomimo braku nominacji, jak Mariusz Chrzanowski w Łomży. Wspierano takich, którzy zyskali popularność jako włodarze jak Piotr Krzystek w Szczecinie, i takich którzy dobili się poparcia partii dopiero w trzecim podejściu jak Jacek Sutryk we Wrocławiu. Albo takich jak Łukasz Chrostowski w Przasnyszu, 30-latek, zajmujący się mediami, grający w zespole reggae pod nazwą „W innym stanie”. Wykosił całą konkurencję związaną z PO, PiS, PSL i SLD. Przygotował 50 punktowy plan dla miasta i wygrał w II turze zdobywając 65 procent głosów.
Ale w sejmikach nie ma miejsca dla nikogo oprócz partii. Nawet Bezpartyjni Samorządowcy są dość partyjni. I cała ta oddolna obywatelskość wpada w kanał konieczności głosowania na dobrze znane szyldy. I nie chodzi o to, że partie są złe - to przecież nieodzowny element demokracji i sposób na wyrażanie politycznych i ekonomicznych interesów. W Polsce – i pokazują to wybory samorządowe - stały się jednak skorupą skutecznie blokującą manifestację prawdziwych nastrojów społecznych, zamieniających je, niczym jakaś maszynka złego czarnoksiężnika na odgłosy walki zwaśnionych plemion. I tak już pewnie zostanie: jeśli betonowanie zaczyna się od sejmików, to na wyższych poziomach – do PE czy Sejmu, nie mówiąc o Senacie, jeszcze się wzmaga. Tyle więc było budowania oddolnej demokracji, co w wyborach samorządowych. Teraz znów będziemy głosować na mniejsze zło.
Premiowano więc tych, którzy zostali ukarani przez swoje partie, bo kandydowali pomimo braku nominacji, jak Mariusz Chrzanowski w Łomży. Wspierano takich, którzy zyskali popularność jako włodarze jak Piotr Krzystek w Szczecinie, i takich którzy dobili się poparcia partii dopiero w trzecim podejściu jak Jacek Sutryk we Wrocławiu. Albo takich jak Łukasz Chrostowski w Przasnyszu, 30-latek, zajmujący się mediami, grający w zespole reggae pod nazwą „W innym stanie”. Wykosił całą konkurencję związaną z PO, PiS, PSL i SLD. Przygotował 50 punktowy plan dla miasta i wygrał w II turze zdobywając 65 procent głosów.