Zaledwie co dziesiąte mieszkanie oferowane dziś na rynku pierwotnym można mieć od ręki. Pozostałe to dopiero dziury w ziemi. W najlepszym razie, bo zdarzają się też oferty na razie wyrysowane tylko na papierze, jeszcze przed pozwoleniem na budowę. Przewidywany termin odbioru: nawet 2022 rok. To oznacza trzy lata oczekiwania. Ale na brak chętnych deweloperzy raczej nie narzekają.

Powody? Pierwszy to głód mieszkań. Nad Wisłą brakuje co najmniej miliona lokali, choć są i tacy eksperci, którzy mówią nawet o ponad trzech milionach. I to się raczej szybko nie zmieni, bo w całym kraju deweloperzy oferują teraz zaledwie ponad 80 tys. mieszkań. Zatem do miliona czy trzech – w tym kontekście to już naprawdę wszystko jedno – dużo brakuje.

Powód drugi to rekordowo niskie stopy procentowe, a co za tym idzie – atrakcyjne kredyty. Kuszące nie tylko dla coraz lepiej zarabiających rodzin marzących o własnym „M", ale i dla inwestorów, którzy kupują z myślą o wynajmie i wietrzą w tym dobry interes. Inwestycja w nieruchomości powszechnie uchodzi bowiem za bezpieczną i wciąż daje obietnicę atrakcyjnej stopy zwrotu, w zależności od miasta – od 4 proc. (Warszawa) do nawet 7–8 proc. (Łódź, aglomeracja górnośląska) rocznie. Ceny lokali co prawda rosną nawet o kilkanaście procent rocznie, ale podąża za nimi wysokość czynszów. Co prawda nie zawsze dorównuje ona wzrostowi cen, ale nadal pozwala na godziwy zarobek.

Jest i powód trzeci: lokale wyraźnie drożeją wraz z postępem prac. Ma to znaczenie szczególnie dla tych, którzy nabywają je w celach spekulacyjnych. Cztery kąty kupione na etapie dziury w ziemi w dobrej lub hipotetycznie dobrej lokalizacji dość szybko potrafią zyskać na wartości, więc inwestor może na nich dobrze zarobić. Tak zdarza się teraz w niektórych lokalizacjach Warszawy. Przykład: w okolicy z planowanym szybkim tramwajem klienci dwa–trzy lata temu kupowali mieszkania po 8 tys. za mkw; a dziś, po odbiorze, wystawiają te same mieszkania nawet po 13 tys. za mkw. To oczywiście ceny ofertowe, z ogłoszeń, te transakcyjne są zapewne sporo niższe, jednak nie ulega wątpliwości, że na tej inwestycji da się nieźle zarobić.

Jak długo to potrwa? Eksperci dość zgodnie zapewniają, że nie mamy do czynienia z bańką, a końca hossy nie widać. Moment, gdy – tak jak podczas ostatniego kryzysu – gotowe mieszkanie nawet latami szuka nabywcy, pewnie w końcu nadejdzie. Ale trzeba na niego jeszcze trochę poczekać.