Anna Cieślak-Wróblewska: Między młotem a koronawirusem

Państwo musi z jednej strony dbać o wpływy z podatków, by mieć na emerytury i służbę zdrowia. Z drugiej – musi ulżyć firmom w płatnościach danin. Jak wyjdzie z tego klinczu?

Aktualizacja: 17.03.2020 21:19 Publikacja: 17.03.2020 21:00

Anna Cieślak-Wróblewska: Między młotem a koronawirusem

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Prezes ZUS zapowiada, że urzędnicy przychylnym okiem będą patrzeć na wszystkie wnioski firm o odroczenie płatności składek. Ale tylko na trzy miesiące, a po tym terminie trzeba będzie zapłacić zaległości w całości. A to może być dla przedsiębiorców spory problem. Bo jakie są gwarancje, że problemy miną za trzy miesiące, a nawet jeśli – to skąd wówczas wziąć pieniądze na trzy razy większe płatności?

Z drugiej strony trzeba ZUS zrozumieć, bo państwo znalazło się między młotem a kowadłem. W tej nadzwyczajnej sytuacji biznes liczy na jakieś nadzwyczajne podejście, typu powszechne wakacje podatkowe. Problemy z płatnościami dotyczą przecież nie tylko składek ZUS, ale też podatków PIT, CIT, VAT, które płacimy do urzędów skarbowych, czy też podatków od nieruchomości, jakie zasilają budżet samorządów. Problem w tym, że zezwolenie na masowe niepłacenie podatków mogłoby skutkować pustkami w kasie państwa. A na to nikt nie może sobie pozwolić. Bo przecież nikt nie może dopuścić do sytuacji, by w kasie państwa zabrakło pieniędzy na wypłatę emerytur czy na funkcjonowanie służby zdrowia i wszystkich innych służb publicznych.

Ministerstwo Finansów deklaruje, że na dziś finanse państwa są w dobrym stanie. Ale też nie ukrywa, że wraz z upływem czasu będą pojawiać się coraz większe napięcia i o budżecie bez deficytu możemy zapomnieć. Zamknięcie praktycznie całego sektora usługowego w Polsce na pewno będzie skutkować mniejszymi wpływami z różnych danin, a im bardziej kryzys będzie się rozlewał na kolejne sektory gospodarki, co jest nieuniknione, tym straty będą większe.

Oczekiwany pakiet pomocowy dla firm, chroniący przed bankructwem i likwidacją milionów miejsc pracy tysiące firm, jeśli ma być skuteczny, musi być potężny. Jak szacują ekonomiści, powinien wynosić co najmniej 3 proc. PKB (ok. 60 mld zł). A jeśli mielibyśmy mówić

o zastrzyku finansowym, pobudzającym gospodarkę, gdy już przejdzie najgorsze, to mowa o znacznie większych wartościach, może nawet powyżej 10 proc. PKB (ponad 200 mld zł). Jednocześnie jednak rząd musi liczyć się z pewnymi ograniczeniami finansowymi, bo przecież nie jest tak, że państwo ma odłożone w skarbonce jakieś pieniądze na czarną godzinę. To, czego brakuje w kasie, musi pożyczyć. Pytanie: za jaką cenę?

Powoli słychać głosy, że „w razie czego" zawsze można pieniędzy dodrukować. Ale to ostateczność, zresztą obecnie niedopuszczalna przez konstytucję.

Na razie rząd powinien więc pochylić się nad swoimi wydatkami i przejrzeć je pod kątem ich racjonalności w tym wyjątkowym okresie. Może warto zastanowić się nad odroczeniem wypłaty tzw. trzynastych emerytur albo osławionej dotacji dla mediów publicznych. Tylko te dwie pozycje to ok. 12 mld zł, a takich oszczędności można znaleźć znacznie więcej. Im szybciej resort finansów przedstawi plan wyjścia z tej klinczowej sytuacji, tym lepiej.

Prezes ZUS zapowiada, że urzędnicy przychylnym okiem będą patrzeć na wszystkie wnioski firm o odroczenie płatności składek. Ale tylko na trzy miesiące, a po tym terminie trzeba będzie zapłacić zaległości w całości. A to może być dla przedsiębiorców spory problem. Bo jakie są gwarancje, że problemy miną za trzy miesiące, a nawet jeśli – to skąd wówczas wziąć pieniądze na trzy razy większe płatności?

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację