Przed każdą rocznicą katastrofy smoleńskiej pojawiają się nowe „rewelacje" mające podgrzać atmosferę polityczną wokół tragicznego wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. Zawsze tego typu informacje, jak ta o odkryciu przez brytyjskich naukowców trotylu na wraku tupolewa, mają jeden cel – przekonać opinię społeczną, że prezydent Lech Kaczyński, wraz z towarzyszącą mu delegacją, został zamordowany. Bez względu na fakty.
Bo przecież nieistotne, że wcześniej Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji również wskazało na obecność materiałów zawierających cząstki materiałów wysokoenergetycznych i że mogą one służyć równie dobrze do produkcji farb czy past do butów. Nieistotne, że nie podaje się, jakie było stężenie i skąd miał pochodzić rzekomy trotyl. Nieistotne też, że od ponad trzech lat nadzór nad prokuraturą ma polityk obozu władzy. „Rewelacje" mają wzbudzić podejrzenia i potwierdzić teorie spiskowe, które politycy Prawa i Sprawiedliwości snuli, będąc w opozycji.
Jednak to co, pomijając kwestie moralne i etyczne, politycznie uchodziło ugrupowaniu będącemu w opozycji, już nie uchodzi ugrupowaniu rządzącemu, mającemu wszystkie instrumenty w ręku, chwalącemu się, że na arenie międzynarodowej Polska za ich rządów wstała z kolan, a prokuratura jest niezależna i niepoddana presji politycznej. Przez ponad trzy lata swoich rządów PiS miał wystarczająco dużo czasu, środków i możliwości, żeby w kwestiach smoleńskich zbliżyć się całkowicie do prawdy, co zapowiadał przez 96 miesięcznic smoleńskich Jarosław Kaczyński. Tym bardziej że będąc w opozycji, PiS ustami swoich najważniejszych polityków złożył szereg obietnic w kwestii wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Już w czerwcu 2010 r. Antoni Macierewicz i Anna Fotyga przekazali amerykańskiemu kongresmenowi Peterowi Kingowi listę z podpisami 300 tys. Polaków domagających się powołania międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Dwa lata później prezes PiS zapowiedział: „Poprosimy inne państwa o pomoc. Będziemy się starali dowiedzieć, co się stało w Smoleńsku i kto odpowiadał za błędy w śledztwie".
Już po zwycięskich dla PiS wyborach Witold Waszczykowski zapowiadał, że nowy rząd sprowadzi ekspertów międzynarodowych, którzy mieliby zająć się audytem dotychczasowych ustaleń w sprawie katastrofy. Ówczesny szef MSZ zapowiadał również: „Polska zwróci się w tej sprawie do trybunałów rozjemczych". Zapowiedzi polityków PiS, że po wygranych wyborach sprowadzą wrak i czarne skrzynki do Polski oraz wyjaśnią przyczyny katastrofy smoleńskiej, było bez liku. Nie mniej padało mocnych słów, niepozostawiających złudzeń co do tego, co wydarzyło się feralnego kwietniowego poranka w drodze do Katynia.