Rzecznik rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow powtarza w ostatnich dniach do znudzenia: spór między Barceloną i Madrytem to dla Moskwy „wewnętrzna sprawa Hiszpanii", w którą „nie zamierza się mieszać".
Ale hiszpański wywiad nie ma wątpliwości, że taka deklaracja to tylko „wierzchołek góry lodowej". Znacznie większa, niewidoczna część działalności Kremla zmierza dokładnie w odwrotnym kierunku: podsycania ruchu separatystycznego.
Wysłannik z Osetii
W minionym tygodniu do Barcelony przyjechał bliski Kremlowi Dmitrij Miedojew „minister spraw zagranicznych" Osetii Południowej (separatystycznego terytorium w Gruzji). Na co dzień wykonuje polecenia jednego z doradców Putina, Władisława Surkowa. Na jego rozkaz założył w Barcelonie „przedstawicielstwo" swojego regionu, które ma „rozwijać więzi międzyludzkie i kulturalne" z Katalonią. Spotkał się także z lokalnymi przedsiębiorcami. Twierdził, że również z przedstawicielami ówczesnych władz regionalnych (Generalitat). Jednak w tym tygodniu, już po powrocie do Osetii Południowej, Miedojew posunął się o krok dalej: jak donosi bliski Kremlowi portal Sputnik, zapowiedział, że uzna niezależną Katalonię, „jeśli wystąpią o to władze tego kraju". Sama Osetia Południowa jest jednak uznawana za państwo tylko przez Rosję, Wenezuelę, Nikaraguę i Nauru.
W Barcelonie Miedojewa śledzili Gruzini, uważnie obserwujący poczynania separatystów. – To była prywatna wizyta prywatnej osoby. Miedojew spotykał się z kilkoma miejscowymi Osetyjczykami. Nie otwarto żadnego przedstawicielstwa – zapewniał gruziński wicekonsul w Barcelonie Lika Achałbedaszwili. Według niego nikt z miejscowych władz nie przyjął Miedojewa, który tylko zaszedł do hallu siedziby Generalitat, by ją sobie obejrzeć. Ale informacja o poparciu osetyjskich separatystów dla katalońskich poszła już w świat.
Rosyjskie domy przy hiszpańskiej plaży
Rosja ma duże doświadczenie w podsycaniu konfliktów narodowościowych na terenie b. ZSRR, które później prowadziły do powołania pseudoniezależnych państw przychylnych Kremlowi. Tak się stało choćby w Doniecku i Ługańsku. Na terenie Hiszpanii sytuacja jest rzecz jasna zupełnie inna, nie tylko nie ma tu większości mówiącej po rosyjsku, ale nawet nie ma znaczącej rosyjskiej mniejszości.