W lipcu inflacja sięgnęła 5 proc. i był to poziom najwyższy od dziesięciu lat. Gorzej, że to nie był szczyt, a w kolejnych miesiącach trudno spodziewać się zmiany trendu. – Perspektywy są takie, że podwyższona inflacja będzie nam towarzyszyć przez dłuższy czas, przynajmniej do marca przyszłego roku pozostanie w pobliżu 5 proc. – prognozuje Piotr Bielski, główny ekonomista BZ WBK.
Potem zacznie się obniżać, ale zanim wróci do celu inflacyjnego, będziemy mieć już 2023 r. I to w zależności od tego, że po drodze zadzieje się coś po stronie stóp procentowych – dodaje Bielski.
Splot czynników
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Millennium Bank, szacuje, że w sierpniu wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych przebił 5 proc. ze względu na drożejący gaz. A dalej też nie będzie lepiej. – Nie widać dużej przestrzeni do spadków. Odwrotnie, odczyty pozostaną raczej na podwyższonych poziomach około 5 proc. co najmniej do końca tego roku. W przyszłym roku inflacja się obniży, ale moim zdaniem utrzyma się na poziomie powyżej 4 proc. – dodaje Maliszewski.
Ekonomiści wyliczają przyczyny. To sytuacja na globalnych rynkach surowcowych, co przekłada się m.in. na drożejące o 30 proc. rok do roku paliwa w Polsce, a żywność może być droższa ze względu na niesprzyjającą latem aurę. Rosną ceny regulowane (np. za energię elektryczną w lipcu trzeba było płacić o ponad 9 proc. więcej niż rok wcześniej, a za wywóz śmieci – ponad 23 proc.), a nowe podatki (od początku roku weszła w życie opłata cukrowa i podatek handlowy) zmieniają ceny na półkach w sklepach.