Aktywność w polskiej gospodarce zmalała w ubiegłym roku o 2,7 proc. Spośród państw Unii Europejskiej lepiej pandemię zniosły tylko trzy: Irlandia, która jako jedyna odnotowała wzrost PKB, oraz Litwa i Luksemburg. To również wynik lepszy niż można się było obawiać wiosną, gdy antyepidemiczne ograniczenia po raz pierwszy sparaliżowały gospodarkę. Ankietowani przez „Rz" pod koniec marca ekonomiści przeciętnie oceniali, że polski PKB – podstawowa miara aktywności w gospodarce – zmaleje w tym roku o 3,5 proc.
W kolejnych miesiącach – gdy napływały dane dotyczące wpływu restrykcji na koniunkturę – rokowania jeszcze się pogarszały. W połowie roku Organizacja ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) oceniała, że PKB Polski załamie się o 7,4 proc. i to przy założeniu, że nie dojdzie do nawrotu pandemii.
Sam spadek PKB nie oddaje jednak dobrze wpływu pandemii na gospodarkę. Inaczej niż wiele państw UE, które już w 2019 r. ocierały się o recesję, Polska przed pandemią rozwijała się dynamicznie. O kosztach kryzysu więcej mówi to, jak bardzo aktywność ekonomiczna oddaliła się od poziomu, na którym znalazłaby się, gdyby pozostała na poprzedniej ścieżce wzrostu. Pod tym względem Polska też wypada lepiej niż większość krajów UE, ale nie jest w ścisłej czołówce. Na koniec 2020 r. PKB Polski był bowiem o około 5,8 proc. mniejszy, niż byłby, gdyby sprawdziły się prognozy Komisji Europejskiej z jesieni 2019 r. Mniejsze odchylenie od przedpandemicznej ścieżki wzrostu odnotowało sześć krajów UE, w Niemczech było ono podobne do naszego.
Jak podkreślał na niedawnej konferencji prasowej Piotr Szpunar, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP, relatywnej odporności Polski na koronakryzys nie można tłumaczyć restrykcyjnością antyepidemicznych obostrzeń. W jego ocenie pomogła nam dobra koniunktura przed kryzysem, ale też szczęśliwa struktura gospodarki. – Udział (w tworzeniu PKB – red.) sektorów najbardziej dotkniętych pandemią wynosił u nas około 6 proc. i był mniej więcej o połowę mniejszy niż w strefie euro – tłumaczył Szpunar.