Maurice Bauer: Regulacje odstraszają od giełd

Emitując zielone obligacje, polski rząd wysłał sygnał polskim firmom, aby też poszły w tym kierunku – przekonuje sekretarz generalny Luksemburskiej Giełdy Papierów Wartościowych Maurice Bauer.

Aktualizacja: 28.04.2017 07:36 Publikacja: 27.04.2017 19:51

Maurice Bauer

Maurice Bauer

Foto: materiały prasowe

Pod koniec marca Komisja Europejska zablokowała fuzję Londyńskiej Giełdy Papierów Wartościowych (LSE) z Giełdą Niemiecką (Deutsche Boerse), która i tak wisiała na włosku po decyzji Brytyjczyków, aby wystąpić z UE. W 2014 r. zakończyły się rozmowy w sprawie połączenia warszawskiej giełdy z wiedeńską. Czy to już koniec konsolidacji giełd w Europie? Czy samodzielne, lokalne giełdy przetrwają?

W porównaniu do USA, europejski rynek giełdowy jest wciąż rozdrobniony i konsolidacja jest mu potrzebna. Fuzja LSE i Deutsche Boerse była okazją, aby stworzyć w Europie naprawdę silnego operatora giełd. Gdyby do niej doszło, krajobraz giełdowy mocno by się zmienił. Konsolidacja jest jednak nadal możliwa. Wiadomo, że Euronext (operator parkietów w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie, do 2014 r. część grupy NYSE-Euronext, obecnie niezależny – red.) rozgląda się za partnerem. My jednak jesteśmy giełdą niezależną i czujemy się z tym komfortowo. Wynika to częściowo z tego, że zajmujemy pewną niszę, specjalizujemy się w obrocie obligacjami.

Jaka jest strategia Luksemburskiej Giełdy Papierów Wartościowych (LuxSE) w kontekście Brexitu? Będziecie próbowali ściągać do siebie część emitentów, którzy z jakichś powodów będą woleli, aby ich instrumenty były notowane w UE?

Mogę potwierdzić, że regularnie dostajemy od emitentów zapytania o to, jakie warunki trzeba spełnić, aby przenieść notowania z Londynu do Luksemburga. Nie zamierzamy jednak aktywnie „łowić" emitentów w Wielkiej Brytanii. Nie ma takiej potrzeby: wszyscy zainteresowani wiedzą, jaka jest charakterystyka giełdy luksemburskiej, jakie mamy kompetencje. To samo dotyczy Luksemburga jako ważnego centrum finansowego i dlatego nie zamierzamy agresywnie zabiegać o to, żeby instytucje finansowe przenosiły swoje siedziby z City do nas. Jeśli część z nich się na to zdecyduje, będziemy się oczywiście cieszyć, ale nie zmieni to faktu, że Brexit to gra, w której będą tylko przegrani. Zwycięzców nie będzie. Na pewno nie będzie nim Londyn, ale Luksemburg też nie. Proszę pamiętać, że Londyn był w UE sojusznikiem Luksemburga w wielu sprawach związanych z sektorem finansowym, z rynkami. Teraz ważne jest to, żeby ograniczyć straty do minimum. Luksemburg, Warszawa i wszystkie inne europejskie centra finansowe mają tu wspólny interes: musimy zapobiec odpływowi biznesu z Londynu do Singapuru, Hongkongu czy innych pozaeuropejskich ośrodków.

Luksemburska giełda większość przychodów uzyskuje z obrotu obligacjami, a nie akcjami. Na tle USA, w Europie rynek obligacji spółek jest wciąż słabo rozwinięty, ale przez jakiś czas wydawało się, że kryzys finansowy to zmieni. Wielu ekspertów twierdziło, że firmy, które straciły dostęp do kredytów bankowych, będą szukały funduszy na rynku kapitałowym. Tak się rzeczywiście stało?

To prawda, że skłonność banków do udzielania kredytów zmalała po kryzysie, a firmy skarżą się na ograniczoną dostępność kapitału. To oczywiście sprzyja rynkowi obligacji. Z drugiej strony, w następstwie kryzysu zmalały też mocno stopy procentowe, co zniechęca inwestorów do instrumentów dłużnych. Trzeba też pamiętać, że tylko niewielka część obligacji jest notowana na giełdach, większość trafia na rynek pozagiełdowy.

Odsetek papierów dłużnych notowanych na giełdzie nie rośnie?

Niestety nie. To jest częściowo efekt regulacji, takich jak MAR (Market Abuse Regulation, czyli unijne przepisy mające ograniczyć nadużycia na rynkach finansowych – red), które obowiązują jedynie podmioty notowane na regulowanych rynkach. Firmy obawiają się nadmiaru obowiązków informacyjnych i konsekwencji ich naruszenia. To odstrasza od regulowanych rynków potencjalnych emitentów, a część z tych, którzy już akcje lub obligacje wyemitowali, skłania do wycofania ich z giełdy. To złe zjawisko, bo cierpi na tym przejrzystość.

Ostatnio LuxSE rozwija rynek tzw. zielonych obligacji. W grudniu ub.r., jako pierwsze państwo, takie instrumenty wyemitowała Polska. Jak pan ocenia tę emisję?

Myślę, że emisja zielonych obligacji przyniesie Polsce ogromne korzyści wizerunkowe. W ten sposób polski rząd pokazał, że jest zdeterminowany, aby ograniczać emisję Co2, dbać o klimat i środowisko. My zaś cieszymy się, że polskie obligacje trafiły na nasz rynek. Luksemburg w dziedzinie obligacji zawsze był pionierem. Byliśmy pierwszą giełdą, na której notowane były euroobligacje (obligacje w walucie innej, niż rodzima waluta emitenta – red.), a następnie np. obligacje dim-sum (instrumenty w juanach emitowane poza Chinami). Jako pierwsi mieliśmy też emisję zielonych obligacji, a teraz państwowych zielonych obligacji. Aby utrzymywać status pioniera, potrzebujemy emitentów, którzy mają nowe pomysły, takich jak polski rząd.

Mam wątpliwości co do tego wizerunkowego aspektu sprzedaży zielonych obligacji. Ta emisja nie zwiększy „zielonych" inwestycji polskiego rządu, tylko zmieni nieznacznie strukturę ich finansowania. Ale i tak Polska pozostanie w ogonie UE, jeśli chodzi o ograniczanie emisji gazów cieplarnianych.

Rynek zielonych obligacji narodził się w 2007 r., gdy Europejski Bank Inwestycyjny wprowadził takie papiery na LuxSE. Do 2015 r. rynek ten się rozwijał, ale bardzo wolno, i głównie dzięki organizacjom międzynarodowym, bankom rozwoju itp. Dopiero ostatnio zaczęło przybywać ofert prywatnych podmiotów. Emisje zielonych obligacji przez rządy mogą ten trend wzmocnić. Polska swoją emisją wysłała sygnał polskim firmom, aby też poszły w tym kierunku. Obecnie rządów, które rozważają sprzedaż zielonych obligacji jest więcej. One wszystkie chcą moim zdaniem dać przykład swoim spółkom.

A po co prywatne firmy miałyby emitować zielone obligacje? Jeśli działają np. w obszarze energetyki odnawialnej, to inwestorzy wiedzą, że ich inwestycje są „zielone". W efekcie zielone są wszystkie emitowane przez nie instrumenty finansowe.

Ale są też mniej oczywiste przypadki. Weźmy na przykład producenta aut, który chce rozwijać segment aut elektrycznych i potrzebuje finansowania. Funduszy z emisji zielonych obligacji nie można przeznaczyć na inny cel, niż „zielone" inwestycje. Na LuxSE wymagamy od emitentów raportowania ex post. Tzn. najpierw, w prospekcie emisyjnym, emitent musi zadeklarować, jak spożytkuje fundusze, ale potem musi się z tego rozliczyć, musi informować inwestorów, co się dzieje z ich pieniędzmi. Na naszej stronie jest pełna dokumentacja. Na wielu giełdach takie raportowanie jest dobrowolne, u nas jest obowiązkowe. W tym sensie emisja zielonych obligacji jest czymś, co zmusza spółki do strategicznych decyzji. Gdy się taką ofertę zaplanuje, nie można się wycofać.

Ale profesjonalni inwestorzy dobrze wiedzą, co spółki robią z ich pieniędzmi. Coraz więcej funduszy zastrzega, że nie inwestuje w firmy, które nie spełniają pewnych wymagań ekologicznych, nie są wystarczająco „zielone". Spółki, np. energetyczne, są więc pod rynkową presją, aby przestawiać się na produkcję ze źródeł odnawialnych.

To prawda, że mandatach inwestycyjnych funduszy już od dawna pojawiają się pewne ograniczenia co do tego, w jakie podmioty mogą one inwestować. Ale bitwa nie jest jeszcze wygrana. Zielone obligacje są potrzebne właśnie dlatego, że pomagają budować na świecie świadomość, jak ważny jest zrównoważony rozwój. Ten instrument zmusza do zastanowienia zarówno firmy, jak i inwestorów, jakie technologie warto wspierać, zmusza do konkretnych decyzji już dziś. I znów, jest też kwestia wizerunkowa. Jeśli firma planuje „zieloną" inwestycje, i ma do wyboru emisję zwykłych obligacji albo zielonych obligacji, ze względów wizerunkowych lepiej postawić na drugą opcję. Nic to nie kosztuje, a unika się ryzyka zrażenia części inwestorów.

A za czym przemawiają względy finansowe? Rentowności zielonych papierów są niższe, niż rentowności zwykłych obligacji tego samego emitenta?

Dziś rentowności wszystkich obligacji spółek są niskie, nastąpiła ich kompresja. Ale na dłuższą metę rentowności zielonych obligacji powinny być niższe. I to będzie dla firm kolejny powód, aby je emitować.

CV

Maurice Bauer od początku 2014 r. jest sekretarzem generalnym luksemburskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Doradza zarządowi i odpowiada za kontakty z klientami i inwestorami. Wcześniej był dyrektorem giełdy ds. regulacji i zarządzania ryzykiem. Od 2011 r. zasiada w radzie miasta Luksemburg.

Pod koniec marca Komisja Europejska zablokowała fuzję Londyńskiej Giełdy Papierów Wartościowych (LSE) z Giełdą Niemiecką (Deutsche Boerse), która i tak wisiała na włosku po decyzji Brytyjczyków, aby wystąpić z UE. W 2014 r. zakończyły się rozmowy w sprawie połączenia warszawskiej giełdy z wiedeńską. Czy to już koniec konsolidacji giełd w Europie? Czy samodzielne, lokalne giełdy przetrwają?

W porównaniu do USA, europejski rynek giełdowy jest wciąż rozdrobniony i konsolidacja jest mu potrzebna. Fuzja LSE i Deutsche Boerse była okazją, aby stworzyć w Europie naprawdę silnego operatora giełd. Gdyby do niej doszło, krajobraz giełdowy mocno by się zmienił. Konsolidacja jest jednak nadal możliwa. Wiadomo, że Euronext (operator parkietów w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie, do 2014 r. część grupy NYSE-Euronext, obecnie niezależny – red.) rozgląda się za partnerem. My jednak jesteśmy giełdą niezależną i czujemy się z tym komfortowo. Wynika to częściowo z tego, że zajmujemy pewną niszę, specjalizujemy się w obrocie obligacjami.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Giełda
Izraelski atak odwetowy zamieszał na rynkach
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Giełda
Więcej niespodzianek w wynikach giełdowych firm
Giełda
Wiemy, które firmy audytorskie rozdają karty na giełdzie
Giełda
Świetny kwartał funduszy inwestycyjnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Giełda
Spółki giełdowe potrzebują nowoczesnego HR