Jak na razie giełdowe powiedzenie „sell in may and go away” sprawdza się książkowo. Od początku miesiąca wszystkie indeksy spadają, czego efektem było wczorajsze zejście wskaźników WIG, WIG20 i mWIG40 poniżej linii 200-sesyjnej średniej kroczącej. Pierwszy i trzeci indeks są obecnie najniżej od początku stycznia, a drugi najniżej od grudnia 2018 r. Od strony analizy technicznej wygląda to niestety na zmianę trendu, ze wzrostowego na spadkowy. Nie chodzi tu tylko o pokonanie dziennej dwusetki, ale też o fakt, że przerwana została sekwencja coraz wyższych dołków, co jest klasycznym sygnałem przesilenia. Ponadto przewagę niedźwiedzi potwierdzają m. in. spadający MACD i układ linii -DI/+DI/ADX. Warto dodać, że podczas wtorkowej sesji aż 59 podmiotów wybiło się dołem z 20-sesyjnego kanału, z czego 36 opuściło też kanał 55-sesyjny. Analogicznych wybić w górę nie było wcale. Na tym słabym tle wciąż pozytywnie wyróżniają się małe spółki. SWIG80 pozostaje powyżej 200-sesyjnej średniej i walczy o utrzymanie się nad wsparciem w okolicy 11 850 pkt.

Za kiepskie nastroje na warszawskim rynku odpowiada ostatnio wzrost napięć na linii USA - Chiny, wywołany zapowiedzią podwyżek ceł przez Donalda Trumpa. Owa podwyżka ma wejść w życie w ten piątek, więc inwestorzy obawiają się, że tym razem gospodarz Białego Domu nie blefuje. Kiepska atmosfera objęła nie tylko Warszawę, ale też rynki zagraniczne. S&P500 spadł wczoraj o 1,7 proc., a DAX o 1,6 proc. Z kolei Nikkei225 zakończył dzisiejszą sesję spadkiem o 1,5 proc., a Shaghai Composite o 1,2 proc. Pytanie tylko, co by się stało, gdyby Trump „odćwierkał” w najbliższym czasie swoje groźby? Czy rynki odbiją się niczym „trumpolina”?