W mijającym tygodniu obradowali w Warszawie kluczowi europejscy eksperci zajmujący się unijną polityką spójności (regionalną). Miejsce i czas nie dziwią. Nasz kraj w okresie 2014-2020 jest największym beneficjentem tej kluczowej polityki UE i jest żywotnie zainteresowany jej przyszłością. A od połowy 2018 r., po przedstawieniu propozycji Komisji Europejskiej (KE), trwają rozmowy o jej kształcie na lata 2021-2027. Polska wspiera i promuje maksymalnie szerokie konsultacje w tej sprawie dlatego w naszej stolicy nie zabrakło ekspertów z: Komisji Europejskiej (z Dyrekcji Generalnej ds. Polityki Regionalnej i Miejskiej oraz Dyrekcji ds. Zatrudnienia, Spraw Społecznych i Równości Szans), Komitetu Regionów, krajów członkowskich UE, a także przedstawicieli świata akademickiego. Organizując konferencję w Warszawie Polska pokazuje swoją aktywność na niwie polityki spójności, ale też chce, aby trwała ożywiona dyskusja i ocena propozycji dotyczących tej polityki złożonych w ubiegłym roku przez KE.
Praworządność kością niezgody
- Nie ukrywam, że nasze stanowisko artykułujemy dość jasno przede wszystkim wskazując na to, że propozycje KE wprost odpowiadają na potrzeby polityczne UE, ale już w znacznie mniejszym stopniu na potrzeby rozwojowe samej UE, w szczególności jej regionów i społeczeństw lokalnych – mówi Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju. Jak wskazuje, w ocenie polskiego rządu polityka spójności stała się niestety na forum unijnym elementem gry politycznej, a zdaniem Polski polityka ta będąca główną polityką inwestycyjną UE powinna zawierać jak najmniej wątków politycznych, powinna wręcz być odpolityczniona.
- Jaskrawym przykładem próby upolitycznienia polityki spójności i innych polityk inwestycyjnych UE jest propozycja połączenia ich z zasadami praworządności - wskazuje Kwieciński i od razu przypomina, że jak dotychczas nie udało się na forum europejskim wypracować obiektywnych parametrów oceny stopnia przestrzegania (bądź nie) praworządności. - W efekcie zastosowanie takiego rozwiązania byłoby bardzo szkodliwe. De facto byłoby subiektywną oceną instytucji lub ekspertów w nią zaangażowanych. Jesteśmy kategorycznie przeciwni powiązaniu polityki spójności z zasadami praworządności – podkreśla szef resortu inwestycji i rozwoju.
W jego ocenie innym przykładem upolitycznienia jest propozycja KE co do podziału środków na lata 2021-2027, w której największe cięcia dotyczą krajów niekoniecznie zawsze słuchających tego co mówi Bruksela. W myśl planów Komisji Europejskiej Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, a więc kraje grupy V4, miałyby zostać dotknięte ponad 20 proc. cięciem środków unijnych, w porównaniu do kwot przyznanych im na lata 2014-2020 (de facto 2023 w myśl zasady n+3, zgodnie z którą projekty z danego okresu programowania UE można rozliczać jeszcze w trzy lata po jego zakończeniu). Warto w tym miejscu przypomnieć, że najważniejszym celem polityki spójności jest zmniejszanie dysproporcji rozwojowych pomiędzy regionami UE. Tymczasem pomimo tego, że Polska jako kraj i co za tym idzie nasze województwa, się rozwijają to jednak dysproporcje w stosunku do innych prowincji europejskich pozostają bardzo duże. Ostatni raport KE wykazał, że nadal 27 proc. mieszkańców UE żyje w regionach, w których PKB na mieszkańca wynosi poniżej 75 proc. średniej UE. A to są właśnie regiony, do których przede wszystkim adresowana jest polityka spójności. Co ważne z punktu widzenia Polski i naszej części Europy to fakt, że większość takich regionów znajduje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Należy też do nich piątka wschodnich województw Polski (lubelskie, podlaskie, podkarpackie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie). Dlatego, jak podkreśla Kwieciński, Polska nie uznaje za zasadne zastosowanie tak dużych cięć w funduszach pomocowych dla tych regionów jakie zaproponowała w ubiegłym roku Bruksela. Tym bardziej, że jednocześnie KE kierując się bardziej polityką niż celami rozwojowymi chce znacznie więcej pieniędzy przeznaczyć dla krajów Południa Europy.
Uproszczenia, ale jakie?
Jak zwykle przed nowym okresem programowania znów wiele mówi się też o uproszczeniach w polityce spójności. To pożądany kierunek, bo praktycznie od dnia wejścia Polski do UE stale narzekamy na zbytnią biurokrację i przeładowanie procedur związanych z dystrybucją funduszy europejskich. Zdaniem ministra Kwiecińskiego tym razem propozycje Brukseli zmierzają we właściwym kierunku i mogą zaowocować realnym poluzowaniem obowiązujących przepisów. Eksperci Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju dobrze oceniają chęć KE do ujednolicenia przepisów tzn. że niezależnie od funduszu i programu z jakiego dotowane byłyby projekty to regulacje byłyby takie same, a nie tak jak obecnie kiedy to niemal każdy program operacyjny kieruje się swoimi zasadami, a do tego inne są reguły zarządzania funduszami na poziomie krajowym i regionalnym, a inne na poziomie unijnym w instrumentach i programach bezpośrednio zarządzanych przez KE lub jej agendy wykonawcze. Paradoksalnie często są one na poziomie unijnym prostsze niż na krajowym/regionalnym. Innym pozytywem ma być mniejsza liczba tzw. celów tematycznych. Teraz jest ich aż 11. Po 2020 r. ma być tylko 5. Ma się to wyrazić choćby w mniejszej objętości aktów prawnych. Już teraz widać, że może być ich nawet o połowę mniej.