Według informacji „Rzeczpospolitej" przy okazji prac rządu nad nową koncepcją programu Mieszkanie+ pojawiły się głosy, że rynek być może potrzebuje schłodzenia. Miałyby do tego doprowadzić obostrzenia przy udzielaniu kredytów hipotecznych, związane np. z kolejną rekomendacją Komisji Nadzoru Finansowego (sam urząd poinformował nas, że nie prowadzi takich prac). Jest też świadomość konieczności usprawnienia przepisów, by prywatni deweloperzy mogli budować więcej, co mogłoby się przełożyć przynajmniej na spadek tempa wzrostu cen.
Czytaj także: Rząd chce schłodzić boom mieszkaniowy
W ciągu ostatnich trzech lat średnie ceny mieszkań w sześciu głównych aglomeracjach poszły w górę o ponad 30 proc. Wzrost cen przyspieszył w połowie 2017 r., kiedy skokowo drożała robocizna. Deweloperzy przerzucają to wprost na klientów. Mieszkania znajdują nabywców, bo przy rekordowo niskich stopach procentowych traktowane są jako atrakcyjna i relatywnie bezpieczna lokata kapitału. Z danych NBP wynika, że choć zwiększa się inwestycyjny popyt na mieszkania, to popyt konsumpcyjny pozostaje stabilny (udział to odpowiednio 43 proc. i 57 proc.).
– Ważne jest to, że zakupy inwestycyjne nie są napędzane głównie kredytami, ale gotówką – zwraca uwagę Michał Sobolewski, analityk DM BOŚ. – Banki informują, że bieżąca sprzedaż hipotek nie jest napędzana kredytami na drugą i kolejną nieruchomość, co wskazywałoby na możliwość nadmiernego zakredytowania i byłoby ryzykowne – dodaje.