Sean Connery, mierząc ilością zdobytych nagród, jest najlepszym spośród aktorów wcielających się w postać nieśmiertelnego i szarmanckiego strażnika Wielkiej Brytanii. Ma w dorobku między innymi Oscara, Złoty Glob oraz BAFTA.
Charakter młodego Seana, a właściwie Thomasa Seana zahartowało dorastanie w biednej edynburskiej rodzinie. Syn pracownika fabryki i sprzątaczki już jako dziewięciolatek zaczął pracować w mleczarni Kennedy's, by pomóc w utrzymaniu rodziny, która właśnie powiększyła się o brata – Neila. Spędził tam aż osiem lat, pracując przy dostawie mleka, a wieczorami dodatkowo pomagał rzeźnikowi. Dla nieokiełznanego chłopca, który już w wieku dziewięciu lat zaczął palić papierosy, takie nagromadzenie obowiązków było mordęgą. Pocieszeniem dla niego była piłka nożna oraz kino The Blue Halls w północnej części dzielnicy Fountainbridge. Connery marzył o lepszym życiu.
- Chciałem zrobić coś z własnym życiem. Chciałem być z niego dumny, cieszyć się nim. Tak mało było radości wokół mnie. - wspominał
Jako siedemnastolatek zaczął służyć w marynarce wojennej, jednak po dwóch latach został przedterminowo zwolniony z powodu wrzodów żołądka. Wrócił do domu odmieniony. Przestała go interesować ciężka praca, zaczęły – pieniądze i wygodniejsze życie. Zatrudnił się w King's Theatre jako pomocnik garderobianego, później zaczął odpowiadać za rekwizyty, by po pewnym czasie zacząć statystować. Korzystał też ze swej muskulatury dorabiając jako model. W 1953 roku zdobył trzecią nagrodę w konkursie „Mister Universum". Stopniowo zaczął grywać w teatrze, potem w filmach, między innymi w „Action of the Tiger" Terence'a Younga. To właśnie on zaangażował go później w „Doktorze No" – pierwszej, niezwykle udanej ekranizacji książek Iana Fleminga o agencie Jamesie Bondzie. Był to pierwszy i od razu ogromny sukces aktorski Szkota.
Tej okoliczności towarzyszyło mnóstwo szczęścia i przypadku. Roger Moore, pierwszy wybór pisarza Fleminga, był akurat związany grą w popularnym serialu „Święty". Myślano również o Carym Grancie, jednak ulubieniec publiczności miał wtedy 57 lat, a twórcy mieli nadzieję na kontynuację serii. O Seanie Connerym Fleming z początku myślał, że jest zbyt prostacki, by podołać roli eleganckiego agenta. Zadania nauczenia aktora ogłady podjął się reżyser, Terence Young. Zabierał Szkota do najlepszych krawców i fryzjerów, kazał mu spać w garniturach, by przywyknąć do ich noszenia. Young tak bardzo wierzył w swoje odkrycie, że nie przeszkadzało mu przedwczesne łysienie szkockiego aktora. Ten problem rozwiązano za pomocą peruki. Mało znany wówczas Connery miał jeszcze jedną, niezaprzeczalną zaletę – skoro nie był gwiazdą, nie trzeba mu było wypłacić gwiazdorskiego wynagrodzenia.